piątek, 8 sierpnia 2008

Opuścić swoje ciepełko :)

Ktoś kiedyś powiedział: "jeżeli ma dojść do czegoś, to z wysiłku mojego". Bardzo mądre słowa, które warto wbić sobie do główki i nie zapominać o tym, że najlepsze i najbardziej wartościowe rzeczy nie przychodzą do nas tak po prostu, tylko często wymagają jakichś poświęceń czy też uwagi. Odkąd uświadomiłam sobie to wszystko, jakoś łatwiej przychodzi mi realizowanie kolejnych celów.

Całkiem niedawno uczestniczyłam w szkoleniu nt. budowania potencjału osobistego. Jednym z zadań było spisanie swoich celów (:D), a potem omówienie ich w parach i udzielenie sobie nawzajem pomocy (chodziło o obiektywne spojrzenie na nasze cele). Ja oczywiście swoje cele mam jasno sprecyzowane od dłuższego czasu, więc jak się wkręciłam w opowiadanie o tym, co chcę robić i w jaki sposób dążę do osiągnięcia tego wszystkiego, to dziewczyna, z którą byłam w parze była pod wrażeniem mojego zapału i takiej konsekwencji. To, co mnie najbardziej ucieszyło, to że potem powiedziała, że dzięki rozmowie ze mną nabrała wiary w to, że ona też może coś osiągnąć. Naprawdę bardzo bardzo miło mi się zrobiło, że kilkuminutową rozmową mogłam komuś pomóc i być może zainspirować do czegoś :)

Fakt, że małymi kroczkami udaje mi się realizować moje cele, wynika z tego, że w pewnym momencie stwierdziłam, że samym myśleniem o tym, że chciałabym coś w życiu osiągnąć wiele nie wskóram. W momencie, kiedy dotarło do mnie, co tak naprawdę chcę w życiu robić, postanowiłam opuścić swoje ciepełko, w którym się tak dobrze i bezpiecznie czułam. Jednym słowem zaczęłam wychodzić poza strefę swojego komfortu, którą tak naprawdę każdy ma... tylko niektórzy boją się wychylić nos poza nią, a potem narzekają, że nic w życiu nie osiągnęli. Strefa komfortu, to taki obszar naszego życia, w którym czujemy się bezpiecznie i pewnie. Wszystko, co znajduje się poza nią może się wydawać straszne, wręcz przerażające... ale prawda jest taka, że kiedy tylko odważymy się zrobić pierwszy mały kroczek poza tą strefę, to wówczas, to co jest poza nią powoli stanie się jej częścią. Mam na myśli to, że stopniowo można poszerzać swoją strefę komfortu i dzięki temu osiągać coraz więcej.
Przecież człowiek uczy się przez całe życie. Taki banalny przykład. Kiedy kończyłam liceum, to oczywiste dla mnie było to, że muszę wybrać się na studia... ale oczywiście towarzyszył temu pewien lęk. Czy dam radę? Jakich ludzi tam poznam? itd. Każda nowość budzi jakiś taki wewnętrzny strach. Mimo to, zdecydowałam się na te studia. Dałam radę i dodatkowo poznałam wspaniałych ludzi, których pewnie nie miałabym okazji spotkać, gdybym stchórzyła i stwierdziła, że studia, to nie zabawa dla mnie :)

Jeśli chodzi o realizowanie moich celów. Takim głównym jest oczywiście praca w branży HR :D I doskonale zdaję sobie sprawę, że nie dostanę wymarzonego stanowiska bez odpowiedniej wiedzy i bez odpowiedniego doświadczenia. Stąd drugi kierunek studiów i ponadto praktyki w agencji pośrednictwa pracy(bezpłatne;)). Te praktyki, to idealny przykład na wychodzenie ze strefy komfortu. Rezygnuję z ostatnich dwóch miesięcy wakacji, a przecież mogłabym w tym czasie albo gdzies wyjechać, albo najzwyczajniej w świecie wylegiwać się w łóżku do późna i zmieniać kanały TV z jednego serialu na drugi. Ale doskonale wiem, że nie tędy droga. Fakt, praktyki są bezpłatne, ale od czegoś trzeba zacząć :) Na szczęście mam zapał do tego wszystkiego, bo wiem, że w przyszłości to zaprocentuje. Nie będę udawać, że nie towarzyszy mi takie małe uczucie lęku, ale kiedy tylko uzmysłowię sobie, że dzięki temu zdobędę cenne doświadczenie, to wiem, że nie mogę się poddać i wręcz muszę wyjść poza swoją strefę komfortu. No i wychodzę :) (bo "być odważnym oznacza bać się, ale mimo to czynić mały krok naprzód" Beverly Smith).

Poszerzajcie swoją strefę komfortu i dążcie do osiągania swoich celów :)

niedziela, 3 sierpnia 2008

Moje afirmacje




Kliknijcie w "scrapblog", wtedy powinno działać bez zarzutu.
Miłego oglądania!

PS. Komentarze mile widziane :)

sobota, 2 sierpnia 2008

Tablica Wizji

Kiedyś już pisałam o tym, że dobrym sposobem na wzmocnienie chęci spełnienia swoich marzeń i celów jest stworzenie własnej Tablicy Wizji. Takie pełne zobrazowanie tego, co chcemy mieć czy też zrobić w życiu. Na tablicy takiej można umieścić dosłownie wszystko,o czym tylko marzymy i czego potrzebujemy do szczęścia. Najlepiej taką tablice umieścić w miejscu, w które często spoglądamy w ciągu dnia, żeby utrwalać te obrazy w naszej wyobraźni i czuć, że się to już posiada.

Szczerze powiedziawszy, to ktoś kto nie bardzo wie, o czym piszę i sceptycznie podchodzi do tego typu "magicznych" spraw, mógłby mnie uznać za pokręconą wariatkę, jakby wszedł do mojego pokoju, ale skoro mi to przynosi satysfakcję i przede wszystkim widzę, że powoli rzeczy, które zamieściłam na tablicy zaczynają się spełniać, to hmm... niespecjalnie przejmuję się tym, co sobie myślą inni :) A plusem takiego kolażu jest to, że przynajmniej nie tracę z oczu swoich marzeń.

Dzisiaj trafiłam na stronę, na której można się fajnie pobawić w robienie własnej Tablicy Wizji :) Naprawde niesamowitą radochę mi to sprawiło... a satysfakcja po otrzymaniu pożądanego efektu była bezcenna :D




To właśnie stworzyłam i umieściłam sobie na pulpicie, żeby na to spoglądać, co jakiś czas.
Stronka jest fajna, bo można ją wykorzystać nie tylko do tworzenia tablic, ale także do zrobienia powiedzmy pamiątek z wakacji, czy jakichś imprez :) Szczerze polecam, bo to niezła frajda (SCRAPBLOG.COM)

środa, 30 lipca 2008

Źródła inspiracji


Co Was inspiruje do działania? Co sprawia, że rano budzicie się i nie chcecie przeleżeć całego dnia w łóżku, tylko wstajecie, żeby spędzić go w pożyteczny sposób?

Na mnie działa parę rzeczy.
Przede wszystkim to, że dokładnie wiem, czego chcę od życia. Wiem, do czego dążę i co chcę osiągnąć. I właśnie dzięki temu, że mam konkretną wizję, to nawet w momentach słabości i chwilowego zniechęcenia potrafię powrócić na właściwy tor. Wystarczy, że spojrzę na ścianę, na której wisi mapa myśli z moimi celami na następne 5 lat (osobiste, intelektualne, emocjonalne, materialne i zawodowe) i od razu zapala się światełko w głowie... "aha, trzeba dążyć do ich realizacji" :) T.Hary Eker, autor książki "Bogaty albo biedny. Po prostu różni mentalnie" powiedział:

"Najważniejszym powodem, dla którego ludzie nie osiągają tego, co chcą, jest to, że sami nie wiedzą, czego chcą"


A Wy wiecie, czego chcecie?

Co jeszcze mnie napędza... Ludzie. Oczywiście nie wszyscy :) Inspirują mnie osoby ambitne, które sprawiają, że dzięki nim sama chcę dążyć do perfekcji i ciągłego rozwoju. Nie chcę stać w miejscu tylko małymi kroczkami zbliżać się do upragnionych rzeczy. Mam to szczęście, że właśnie tacy ludzie mnie otaczają i to niezwykle napędza. Podejrzewam, że gdybym przebywała non stop z osobami, którym nic się nie chce, a jedyną rzeczą, jaką potrafią robić, to marudzić, jaki ten los jest okrutny i niesprawiedliwy, to po jakimś czasie przesiąknęłabym tym tak, że sama zamieniłabym się w taką marudę :D (ok, od czasu do czasu też marudzę, ale wszystko w granicach rozsądku). Przede wszystkim trzeba uświadomić sobie, że to kim jesteśmy i co mamy, zależy tylko i wyłącznie od nas, a nie wszystko uzależniać od zastanych warunków. Bo nikt inny nie jest odpowiedzialny za nasze życie, tylko my sami. Tak więc notorycznym marudom mówię: NIE :) W tym momencie moja Siostra dozna szoku ;)ale prawda jest taka, że jest ona osobą, którą podziwiam i jestem dumna, że jest moją siostrą... każdemu życzę takiego rodzeństwa. Konsekwentnie rozwija swoje pasje, dąży do perfekcji w tym, co robi i przede wszystkim osiąga sukcesy... czego chcieć więcej, jeśli chodzi o inspirację? :) I właśnie dzięki takim osobom człowiek dostaje skrzydeł i chce działać, rozwijać się.

"Trzymaj się z dala od ludzi, którzy tłamszą Twoje marzenia. Mali ludzie zawsze to robią. Jednak naprawdę wielcy sprawiają, że Ty także możesz stać się wielki."

(Mark Twain)

Tak więc otaczajcie się ludźmi z pasją, którzy będą Was pozytywnie nakręcać do działania :)

Poza tym inspiracją dla mnie są książki, artykuły, strony internetowe dotyczące rozwoju osobistego. Coś takiego faktycznie na mnie działa... dodatkowo jeszcze filmiki motywacyjne (od których aż roi się na youtube) i jestem naładowana maksymalnie.

Jest jedna rzecz, która jeśli położyłabym ją na wadze ze wszystkimi wyżej wymienionymi czynnikami, zdecydowanie przeważyłaby je... a jest nią fakt, że mam jedno życie i każdego dnia chcę sie nim zachwycać i dążyć do tego, żeby czerpać z niego jak najwięcej satysfakcji. A tą satysfakcję będę mogła osiągnąć tylko wówczas, gdy konsekwentnie i bez lęku będę realizować swoje cele i marzenia :)

czwartek, 24 lipca 2008

Mała dawka motywacji

Wystarczy chcieć i być zdeterminowanym :-)



Co prowadzi do sukcesu?

środa, 23 lipca 2008

Jak to zapamiętać?

Wakacje w pełni, a ja oczywiście znowu mam etap, że nie mogę wysiedzieć bezczynnie w domu. Dzisiaj zamiast sobie smacznie spać, to musiałam (przepraszam, złe słowo) CHCIAŁAM wstać wcześnie żeby jechać na szkolenie. Teraz zrobię małą reklamę Biura Karier UŚ, które organizuje tzw. Wakacje z karierą, czyli cykl darmowych szkoleń dla studentów i absolwentów. Całkiem fajna sprawa :) W każdym razie wybrałam się na szkolenie dotyczące technik zapamiętywania. Zdecydowanie zmusiłam mój (troszeczkę rozleniwiony ostatnimi czasy) mózg do myślenia. A co najważniejsze wykorzystałam obie jego półkule. Prawda jest taka, że w dużej mierze zapominamy o korzystaniu z prawej półkuli odpowiedzialnej za wyobraźnię i opieramy się głównie na tej logicznej-lewej półkuli. Tymczasem do skutecznego zapamiętywania niezbędne jest poruszenie obu półkul i wykorzystanie całego potencjału naszego mózgu.

Taką chyba podstawową mnemotechniką jest metoda haków. Służy ona głównie do zapamiętywania rzeczy w określonej kolejności, czyli np. wydarzeń historycznych, etapów w jakichś procesach (np. podział komórki :-P te wszystkie mitozy itd.). Przyznam, że skorzystałam kiedyś z tej metody, jak nie mogłam zapamiętać nazw organizacji (strasznie mi się mieszała kolejność poszczególnych słów, wiec wykorzystałam haki i dzięki temu zapamiętałam:)).
Metoda haków polega na tym, że każdej kolejnej cyfrze przyporządkowany jest określony obrazek, czyli tzw. hak:

0= JAJKO

1- ŚWIECA

2- ŁABĘDŹ

3-JABŁKO

4- KRZESŁO

5- DŹWIG (ten hak z dźwigu:-P)

6-BARAN

7- PRYSZNIC- czasami hakiem dla siódemki może też być KOSA :-)

8- BAŁWAN

9- BALON

10- RYCERZ

Można się ich bardzo szybko nauczyć, a potem zacząć wykorzystywać w praktyce, czyli po prostu na kolejnych hakach "zawieszać" określone informacje. Ważne jest to, żeby jak najbardziej poruszyć swoją wyobraźnię, wymyślać śmieszne, absurdalne skojarzenia słów z hakami i układać je w takie historyjki, które bez problemu będziemy w stanie później odtworzyć i przypomnieć sobie poszczególne informacje.

Powiedzmy, że mamy do zapamiętania następujące słowa:
1. słoń
2. kalosz
3. dom
4. zeszyt
5. lampa
6. las
7. ul
8. brat
9. chmura
10. wazon

Żeby zapamiętać je w określonej kolejności możemy stworzyć sobie historyjkę.

SŁOŃ ze świecą w trąbie spotkał łabędzia w KALOSZU, który mieszkał w DOMU z jabłka. Na środku tego domu stało krzesło z ZESZYTEM, który z dźwigu oświetlała LAMPA, będąca prezentem od barana z LASU, w którym na prysznicu znajdował się UL. Bałwan, który był BRATEM łabędzia wziął balon i poszybował do CHMURY, po czym spadł do WAZONU rycerza.

Absurdalna historyjka, ale o to własnie w tym wszystkim chodzi. Wydaje mi się, że jak mamy do zapamiętania jakieś nudne, suche fakty, to w ten sposób przynajmniej możemy sobie to urozmaicić i być może nawet czerpać satysfakcję z nauki czegoś :-P
Równie dobrze możemy do takiej historyjki "włożyć" siebie i poczuć się częścią całego obrazu. Wtedy będziemy w stanie jeszcze lepiej zapamiętać. Jest to w sumie połączenie metody haków i łańcuszka. Alternatywą jest ułożenie do każdego słowa osobnej historyjki, w której pojawi się "hak" (bo on jest integralną częścią pary skojarzeń).

Jeśli chodzi np. o naukę słów obcych, to możemy poszukać słów zastępczych, które fonetycznie są zbliżone do danego wyrazu. Taki przykład z dzisiejszych zajęć (wybaczcie, ale już chyba przepracowałam dzisiaj swój mózg:-P). Włoskie słowo: ponte. Najbliższy polski odpowiednik, jaki się nasuwa to ponton. I teraz wyobraźmy sobie siebie na dużym pontonie, jak wiosłujemy, żeby się przemieścić, a tymczasem znajdujemy się na moście... i nagle wpadamy na gwóźdź, który przedziurawia ponton :) Powiem szczerze, że będzie to chyba jedna z metod, którą wykorzystam do nauki tych słówek hiszpańskich, które szczególnie nie chcą mi wchodzić do głowy.

Dzisiejsze szkolenie dało mi jeszcze jedną rzecz. Od dawna już "chodziło" za mną zrobienie 'mapy myśli' ze swomi celami na najbliższe lata. No i dzisiaj w końcu to zrobiłam, bo trener kazał :P Chyba zacznę wykorzystywać mapy myśli, do rozpisywania poszczególnych rzeczy i pomysłów, bo to sprawia niesamowitą frajdę. No i przede wszystkim także pobudza obie półkule, a nie tylko lewą i zwiększa efektywność pracy mózgu.
Twórcą tej metody jest Tony Buzan.

Podstawowe zasady tworzenia mapy myśli:

1. w centralnej części mapy należy umieścić kolorowy obrazek, mający związek z tematem mapy (albo po prostu kolorowy napis)
2. od głównego obrazka/hasła powinny odchodzić grube linie z najważniejszymi hasłami
3. od grubych linii odchodzą kolejne cieńsze z mniej ważnymi hasłami
4. należy używać drukowanych liter
5. pisać w poziomie (tak, żeby można było łatwo wszystko odczytać)
6. na jednej linii max. 2 słowa
7. używać różnych linii, szlaczków, wężyków itd.
8. niech mapa będzie kolorowa (tzn. kolorami grupować poszczególne zagadnienia)
9. dodawać obrazki, które się kojarzą z danym słowem
10. najważniejsze słowa powinny być najsilniej oznaczone
11. mapy myśli powinny przyjmować promienistą budowę

To chyba tyle :)

W sumie już zdarzało mi się zamiast zwykłych linearnych notatek robić coś na kształt mapy myśli. Zaletą takiego typu notowania jest to, że mamy wszystko w zasięgu wzroku na jednej kartce. Poza tym w każdej chwili możemy taką mapę uzupełnić nowym hasłem bez naruszania jej "konstrukcji" (w przypadku linearnych notatek czasami ciężko "wcisnąć" gdzieś dodatkowe informacje, bo to tylko powoduje chaos). Myślę, że jest to dobry sposób notowania dla wzrokowców (czyli m.in. dla mnie), bo wtedy można skojarzyć hasło z danym kolorem i miejscem na mapie i przypomnieć sobie, o co chodziło :) To, co jest jeszcze ważne przy nauce z mapy myśli, to to, żeby była ona wykonana przez nas samych. Nie warto uczyć się z mapy zrobionej przez kogoś innego, bo wtedy nie wykorzystujemy całego potencjału i przede wszystkim pozbawiamy się tej przyjemności jaką jest zabawa skojarzeniami, kolorami i hasłami.
Mapy myśli możemy wykorzystywać do różnych rzeczy... do planowania dnia, tygodnia, miesiąca... do analizowania jakichś sytuacji (plusy i minusy)... do realizacji jakichś twórczych pomysłów. Takie luźne, kreatywne rozpisanie czegoś pozwala spojrzeć na daną rzecz z innej perspektywy.

Mam nadzieję, że chociaż w minimalnym (w sumie na pewno minimalnym, bo to temat rzeka) przybliżyłam Wam takie podstawowe metody szybszego i efektywnego zapamiętywania.

Powodzenia:)

niedziela, 20 lipca 2008

Jesteś konformistą? :-)

Psycholog Solomon Ash przeprowadził eksperyment polegający na oszacowaniu przez badanych długości narysowanych na tablicy odcinków. Pomiędzy poszczególnymi odcinkami istniały wyraźne różnice, a badanych pytano, czy ich długość jest taka sama, czy też różna. W grupie osób biorących udział w eksperymencie znajdowali się pomocnicy eksperymentatora, którym pytanie o długość odcinków zadawano w pierwszej kolejności, a oni odpowiadali, że odcinki są równej długości. Jaki był rezultat badania? Większość uczestników odpowiadała dokładnie tak samo, jak poprzednicy, pomimo tego, że zmysły podpowiadały im co innego.

Człowiek ma skłonność do dostosowywania się do zachowań innych osób, których nie musi dobrze znać, a także których już nigdy w życiu może nie zobaczyć.
Na pewno niejeden raz zdarzyło Wam się przytaknąć grupie w jakiejś kwestii, pomimo tego, że gdzieś w głębi coś krzyczało: "nie zgadzam się z tym". Każdemu zależy na akceptacji i poczuciu uczestnictwa w grupie, bo to zdecydowanie wpływa na naszą samoocenę.

Istnieją 3 powody dostosowywania własnego zachowania do zachowania innych:

1. Lęk przed odrzuceniem.
Ludzie często czują lęk, że nie zostaną zaakceptowani, jeżeli zaczną się jakoś specjalnie wyróżniać i wychodzić przed szereg. Boją się ośmieszenia i odrzucenia przez grupę.

2. Pragnienie posiadania racji.
Istnieją sytuacje, w których człowiek nie do końca wie, w jaki sposób powinien się zachować. Wówczas postępowanie innych ludzi często informuje o tym, co należy zrobić. W takim wypadku naśladowanie innych pomaga nam rozwiązać nasze problemy.
Np. jeśli jedziemy po raz pierwszy do jakiegoś centrum handlowego i nie bardzo wiemy, jak dojść do niego z przystanku autobusowego, to zwracamy uwagę, którędy idą inni i idziemy za nimi :-)
Hmm, może wyda Wam się to dziwne... ale ja np. stojąc na światłach nigdy nie przechodzę na czerwonym świetle w momencie, kiedy widzę, że inni ludzie tak robią... ot tak z przekory :) nawet jeśli akurat na ulicy są totalne pustki...w sumie śmieszy mnie to, jak widzę, że przechodzi jedna osoba, za nią kolejna itd., a ja dalej sobie stoję i czekam na zielone :D (poza tym na czerwonym świetle NIE WOLNO przechodzić:P)

3. Obawa kary.

Strach przed karą za zachowania odmienne od obowiązujących.

Osoby, które mają wysokie poczucie własnej wartości i świadomość swojej pozycji w grupie są mniej skłonne do dostosowywania się do ogólnie przyjętych poglądów. Bez problemu potrafią wyrazić własne zdanie nawet jeśli jest ono sprzeczne z opinią pozostałych osób, bo nie obawiają się braku akceptacji. Myślę, że to bardzo ważne, żeby pozbyć się takiej otoczki, że dobre jest tylko to, co akceptuje większość. Jeśli poszczególne jednostki tej "większości" boją się wyrazić własne zdanie, to wg mnie poglądy takiej "większości" nie mają żadnej wartości (troszkę, to zakręciłam chyba:-)). Wydaje mi się, że trzeba zawsze znaleźć złoty środek, tak żeby nie rezygnować całkowicie z wyrażania własnego zdania i nie stać się zwykłą nakręcaną maszynką, która automatycznie zgadza się na wszystko, co oferują jej inni :-)

sobota, 12 lipca 2008

Wyjdź z kawiarni :-)

Jeśli mielibyście możliwość cofnięcia się w czasie, to do jakiego okresu swojego życia chcielibyście wrócić?
Ja do czasów przedszkola :-) A to tylko, dlatego, że wtedy wszystko było proste. Jedynym zmartwieniem było to, że trzeba było wypić na śniadanie mleko z tymi ohydnymi grudkami na dnie albo po południu zmusić się do obowiązkowego leżakowania (podejrzewam, że teraz niektórzy wręcz marzą o takim zmuszaniu). Ech, pomarzyć dobra rzecz...
Niestety prawda jest taka, że czy tego chcemy, czy nie-życie nie jest wiecznym leżakowaniem.

Jakieś 2 lata temu czytałam książkę Janusza L.Wiśniewskiego (autor "Samotności w sieci")i Małgorzaty Domagalik- "188 dni i nocy". Od tamtej pory, co jakiś czas do niej wracam, czytając poszczególne fragmenty. I właśnie niedawno natknęłam się na coś, co dało mi takiego przysłowiowego "kopa".


10 REGUŁ BILLA GATESA:

1. Życie nie jest sprawiedliwe. Przyzwyczaj się do tego.

2. Świata nie interesuje to, co sam myślisz o sobie. Jednakże świat spodziewa się, że osiągniesz coś, ZANIM poczujesz się, że jesteś wielki.

3. Nie będziesz zarabiał 40 tysięcy dolarów zaraz po maturze i nie zostaniesz wiceprezydentem z samochodem służbowym wyposażonym w telefon. Najpierw musisz na to zapracować.

4. Jeśli wydaje Ci się, że nauczyciele Ci dokuczają, to poczekaj do chwili, gdy będziesz miał swojego pierwszego szefa.

5. Podawanie hamburgerów w McDonaldzie nie powinno być poniżej Twojej godności. Twoi dziadkowie używali innego słowa na "podawanie hamburgerów w McDonaldzie". Oni nazywali to możliwością.

6. Jeśli Tobie się nie wiedzie, to nie jest to wina Twoich rodziców. Nie rozpamiętuj swoich błędów. Ucz się na nich.

7. Zanim się urodziłeś, Twoi rodzice nie byli tak nudni, jak są teraz. Po Twoim urodzeniu płacili Twoje rachunki, prali Twoje ubrania i słuchali Twoich przemówień, jaki jesteś cool. Zanim zaczniesz chronić dżunglę przed pasożytami pokolenia Twoich rodziców, postaraj się najpierw zdezynfekować szuflady w swoim własnym pokoju.

8. Twoja szkoła robi wszystko, aby nie było w niej lepszych i gorszych. W niektórych szkołach zniesiono nawet w tym celu ocenianie uczniów. W jeszcze innych egzaminy trwają tak długo, aż z sali egzaminacyjnej zdecyduje się wyjść ostatni uczeń. To nie ma nic wspólnego z prawdziwym życiem.

9. Życie nie jest podzielone na semestry. Nie ma w nim ustalonych letnich wakacji. Nikt tez nikomu nie pomaga "odnaleźć siebie". Oczekuje się, że każdy sam odnajdzie siebie. Bez niczyjej pomocy.

10. Telewizja nie ma NIC wspólnego z prawdziwym życiem. W prawdziwym życiu trzeba w końcu wyjść z kawiarni i znaleźć pracę.


Tak a'propos bezstresowego wychowania i późniejszego szoku w zderzeniu z prawdziwym życiem. Ważne, żeby wcześniej sobie uświadomić, że nic nigdy nie przychodzi łatwo, ale grunt to nie poddawać się i robić swoje, bo "poddający się nigdy nie wygrywał, a wygrywający nigdy się nie poddawał" :-)

wtorek, 8 lipca 2008

Aby język giętki...


We współczesnym świecie bez znajomości jakiegokolwiek języka obcego można właściwie zginąć. Dlatego też warto inwestować w naukę języków nie tylko ze względu na to, że ich znajomość, to jeden z podstawowych wymogów pracodawcy, ale przede wszystkim dlatego, że umiejętność posługiwania się językiem obcym poszerza nasze horyzonty. Wiadomo, że takim podstawowym językiem, który zna praktycznie każdy jest język angielski... tak uniwersalny, jak w średniowieczu łacina. Osobiście nie wyobrażam sobie, że mogłabym go nie znać, bo dzięki niemu miałam możliwość poznania wielu ciekawych ludzi. A nic bardziej nie pomaga w nauce języka niż bezpośrednia rozmowa z obcokrajowcem, bo wtedy wręcz musimy się przełamać i wykorzystać w praktyce, to czego się nauczyliśmy.

Już nawet nie pamiętam, kiedy mi to zaświtało w głowie, ale od dłuższego czasu bardzo chciałam nauczyć się hiszpańskiego. Pewnie dlatego, że uwielbiam latynoskie rytmy i przede wszystkim podoba mi się brzmienie tego języka. W każdym razie teraz właśnie jestem na etapie realizowania swojego małego można powiedzieć, że marzenia.

Zanim się za to wzięłam, zastanawiałam się, w jaki sposób mogę się samodzielnie uczyć. Wiadomo, że jak sie ma bat nad głową (w postaci nauczyciela :-P), to jakoś łatwiej wszystko przychodzi, ale stwierdziłam, że skoro nauka hiszpańskiego jest czymś, czego CHCĘ, to dam radę. Może nie nauczę się go perfekcyjnie i nie zajmie mi to parę tygodni, ale będę miała tę satysfakcję, że byłam w stanie sama się zmobilizować do nauki podstaw, a w przyszłości będę mogła wszystko doszlifować (przyznam, że m.in. hiszpański skusił mnie do startowania na AE :-P).

OK, może przejdę do konkretów :) Czyli, jak się uczyć samodzielnie obcego języka?
Od razu mówię, że za eksperta w tej kwestii się nie uważam (daleko mi jeszcze do bycia ekspertem w jakiejkolwiek dziedzinie). Mogę, co najwyżej napisać, jak ja staram się uczyć :)

Po pierwsze:
-książka+płyta CD
Właściwie, to mam dwa różne kursy...Jeden zawiera książkę z ćwiczeniami gramatycznymi i słówkami oraz płytę CD, na której nagrane są wszystkie dialogi zawarte w książce. Logiczne jest to, że języka obcego nie możemy się uczyć nie słuchając go w ogóle :)
Z kolei drugi kurs wykorzystuje technikę SuperMemo (co to?).

Po drugie:
-nauka słówek
Słówek uczę się w różny sposób.
Za pomocą tradycyjnych notatek: dwa słupki... z lewej strony słówko hiszpańskie, z prawej tłumaczenie. Poza tym dobrym rozwiązaniem są tzw. fiszki. Na małej karteczce z jednej strony piszę słówko po hiszpańsku, a z tyłu jego polską wersję. I tak na zmianę czytam poszczególne słówka i je zapamiętuję. Muszę przyznać, że ta metoda jest całkiem niezła. Takie fiszki można nosić ze sobą i w wolnej chwili powtarzać. Dzisiaj na przystanku szybciej mi czas zleciał dzięki temu :-)

Po trzecie:
-teksty piosenek
Kiedy słucham jakiejś piosenki po hiszpańsku, to staram się wyłapywać jakieś pojedyncze słowa i je tłumaczyć, albo po prostu szukam tekstu w Internecie i tłumaczę sobie całość (a przynajmniej się staram).

Po czwarte:
-cytaty
Tak, tak... mam manię na punkcie wyszukiwania różnych cytatów i czasami zdarzy mi się nawet znaleźć takie w języku hiszpańskim :) Myślę, że taki sposób nauki nie jest nudny i łatwiej się wtedy zapamiętuje poszczególne słowa.

Jakiś czas temu natknęłam się na artykuł dotyczący szybkiego uczenia się i zapamiętywania. Można to odnieść do nauki słówek. Autor tamtego artykułu przedstawił następujący harmonogram powtórek:

1.powtórka: po 20-30min. po skończeniu nauki
2.powtórka: po 3h od ostatniej powtórki
3.powtórka: po 24h
4.powtórka: po 3 dniach
5.powtórka: po tygodniu
6.powtórka: po miesiącu
7.powtórka: po 6 miesiącach (i wtedy powinniśmy mieć wszystko opanowane perfect :D)

Muszę przyznać, że potrzeba bardzo dużo samozaparcia do takiej nauki, ale mam świadomość tego, że w ten sposób inwestuję w siebie. Poza tym niesamowitą radochę sprawia mi to, że kiedy słyszę jakąś piosenkę po hiszpańsku, to jestem w stanie z kontekstu domyślić się, o co chodzi dzięki temu, że znam ileś tam słów, które akurat się w niej pojawiają :)
Wydaje mi się, że w nauce języków obcych bardzo ważne jest wyrobienie w sobie nawyku systematyczności. M.in z tego powodu narzuciłam sobie naukę 10 słówek dziennie. To przecież niewiele, a dzięki temu nie rozleniwię się i będę tak codziennie dawkować sobie porcję hiszpańskiego, aż wejdzie mi to w krew :)

Tutaj znajdziecie więcej sposobów na naukę języków obcych.
A jeżeli macie jakieś swoje tajne metody, to zapraszam do podzielenia się nimi w komentarzach.

sobota, 5 lipca 2008

Padłeś? Powstań! czyli jak się naładować :D

Znany mówca motywacyjny Zig Ziglar powiedział: "jesteś jedyną osobą na świecie, która może wykorzystać Twój potencjał". To jest chyba coś, co mnie najbardziej motywuje do tego, żeby się rozwijać, bo przecież ja sama decyduję o tym, co i jak chcę osiągnąć.

Moim zdaniem bardzo ważna jest zdolność automotywacji, kiedy to, że chcemy zrealizować jakiś cel wynika z potrzeby samorealizacji (znajdującej się na szczycie piramidy Maslowa), a nie z tego, że ktoś nam coś narzuca. Ja rzeczywiście miałam ostatnio mały zastój, ale w główce cały czas siedziały mi te cele, które sobie wyznaczyłam i jakoś tak głośno zaczęły się dobijać, żebym wreszcie się obudziła i zaczęła je realizować :)

Czasami najtrudniej jest zacząć, ale jak już się zrobi pierwszy krok, to potem jest już o wiele łatwiej. Najlepiej najpierw zrobić coś małego, a jak już to zrobimy, to będziemy mieli większą chęć do dalszego działania. Taka metoda małych kroczków :)
Można też zastosować metodę sera szwajcarskiego. Zabawnie to brzmi, wiem. Ser bez dziur, to takie duże zadanie, które mamy do wykonania. Możemy je rozbić na mniejsze zadania, które zajmą nam powiedzmy kilka czy kilkanaście minut dziennie, a przybliżą nas do realizacji dużego celu. Na samym końcu okaże się, że duży kawałek sera jest cały podziurawiony, a te dziury, to małe zadania, które wykonaliśmy po drodze :)

Przede wszystkim trzeba wyrzucić ze swojego słownika stwierdzenie: "nie chce mi sie", bo to już na wstępie oznacza porażkę. Poza tym, dlaczego miałoby mi sie nie chcieć dążyć do tego, żeby moje życie było jak najlepsze? Bardzo motywująca w tym przypadku jest myśl, co możemy stracić nie podejmując działania. Przecież każdy z nas lubi zyskiwać, a nie tracić. Świadomość tego, co możemy osiągnąć wpływa niezwykle pozytywnie na nasze samopoczucie, a tym samym staje się niejako motorem napędzającym do dalszego działania.

Można sobie też zadać pytanie, dlaczego właściwie chcę osiągnąć dany cel? Jeżeli wiemy, co nam da jego realizacja, to będziemy bardziej zdeterminowani do tego, żeby robić wszystko, aby go osiągnąć. Wtedy nawet jeśli trafimy na osoby, rzeczy czy sytuacje, które będą próbowały nas odciągnąć od tego, co dla nas istotne, to będziemy w stanie stawić im czoło.

To, co mi jeszcze pomaga, to wizualizacja. Zdjęcia przedstawiające to, co chcę osiągnąć... zrobiłam sobie taką tapetę na pulpit przedstawiającą takie małe cele, które chciałabym zrealizować w te wakacje. Dzięki temu za każdym razem, jak na to patrzę, to przypominam sobie, co chcę zrobić. I to naprawdę działa motywująco :)
A to, co sprawia mi zawsze niesamowitą radochę, to moment, kiedy mogę odhaczyć sobie każdy malutki kroczek... taka satysfakcja, że zrobiło się coś, co się zaplanowało-bezcenne :D

Podobno bardzo motywuje również złożenie publicznej obietnicy, że coś się zrealizuje:) No więc, jako że chcę naładować swoje akumulatory, to przedstawię tutaj swoje plany:

-->2 wpisy tygodniowo na blogu (czy mi się będzie chciało, czy nie :-P)
-->codziennie 30min. ćwiczeń
-->bieganie 3 razy/tydzień
-->hiszpański!!!- 2 razy/tydzień (pełne lekcje)+codziennie 10 słówek
-->praktyki (to z największym bólem... i właściwie z obowiązku:])

Mam nadzieję, że mój zapał do realizacji tego wszystkiego szybko nie minie :)

poniedziałek, 30 czerwca 2008

If it's going to be, it's up to me


Miałam dosyć długą przerwę w pisaniu. Ponad 2 miesiące... Przyznam szczerze, że były one tak pokręcone, że nawet nie miałam specjalnie głowy do tego, żeby cokolwiek napisać. I tak właściwie przyznam się bez bicia, że to był czas totalnego zastoju jeśli chodzi o mój własny rozwój :) Cały zapał, który miałam do działania gdzieś się zahibernował... ale powolutku zaczęłam go na nowo rozbudzać. Mam nadzieję,że w końcu zapłonie, tak jak parę miesięcy temu. Muszę o tym napisać, bo bardzo miło (i zarazem głupio :-P) mi się zrobiło, jak jeden znajomy sam z siebie zaczął się upominać o wpisy...Stwierdziłam, że skoro jest ktoś, kto czeka i czyta, to co wymyślam, to nie mogę pozwolić, żeby to miejsce umarło. I taka prośba, jak znowu zaniedbam pisanie, to porządnie mnie kopnąć prosze drogi K. :D
No w każdym razie po przerwie wracam :)

A dlaczego wracam właśnie teraz... hmm, dzisiaj zdałam ostatni egzamin, więc zaczynam upragnione wakacje (chociaż wrzesień i tak mnie czeka). Poza tym ostatnio moje życie przypominało coś na kształt sinusoidy. Raz pod osią X, raz nad nią... teraz znajduje się na skrzyżowaniu osi X i Y.
W takim całkowitym punkcie wyjścia. Chociaż nie... jestem tuż przed tym punktem, bo muszę jeszcze parę rzeczy uporządkować, żeby znaleźć się dokładnie w punkcie "0". W każdym razie zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę nikt inny tylko ja sama mam wpływ na to, jak wygląda moje życie i jak ono będzie wyglądało. Nikt nie może odbierać mi moich marzeń i ambicji. Bo jeśli coś ma się stać, to zależy to ode mnie :) Wiadomo, że nie mogę dostać od życia wszystkiego, co bym chciała... ale to jak się z tym uporam zależy tylko i wyłącznie od mojej zdolności odpowiedzi na daną sytuację. Ludziom bardzo łatwo przychodzi stwierdzenie, że nie ma sytuacji bez wyjścia. To brzmi bardzo banalnie. Nawet wiem, kto w tej chwili doskonale rozumie, co mam na myśli. Nie z każdej sytuacji jest wyjście, ale wg mnie w każdej sytuacji można spróbować się odnaleźć. Osobiście przeraziły mnie moje ostatnie myśli i całe szczęście, że mam w sobie na tyle siły, że potrafiłam powiedzieć im STOP. Poza tym mam to szczęście, że otaczają mnie cudowni ludzie, dzięki którym zawsze potrafię wrócić na właściwy tor.
I właśnie wracam w pełni świadoma tego, do czego dążę, w pełni świadoma swojej wartości i w pełni świadoma tego, że życie nie zawsze będzie mnie ładnie głaskać i rozpieszczać, ale to, czy z nim wygram czy nie, zależy tylko i wyłącznie ode mnie!
Życie mamy tylko jedno i nie można go zmarnować. Trzeba brać garściami, to co nam daje... a jeśli coś nam odbiera, to cóż... pozwolę sobie zacytować Jostein'a Gaarder'a:

"To, co tracisz może się wydawać wielkie i ważne, ale nie jest niczym innym jak tylko iluzją, której kurczowo się trzymasz"


I chyba znowu jak będę otwierać rano oczy, to będę sobie mówić, że dzisiaj jest najlepszy dzień mojego życia :) Bo jak tak robiłam, to rzeczywiście wszystko się układało po mojej myśli... prawo przyciągania?! :)

To napisałam ja: Daszek- Niepoprawna Optymistka :D chyba nigdy tak do końca nie zmądrzeję :)

poniedziałek, 21 kwietnia 2008

Poznaj siebie


Nie ma dwóch takich samych osób na całym świecie. Każdy na swój sposób jest indywidualnością.Inaczej postrzega, odczuwa i interpretuje niektóre rzeczy, dlatego też czasami trudno przewidzieć, jak postąpi druga osoba. I w sumie chyba nigdy nie możemy powiedzieć, że znamy kogoś dobrze.

Mam prawie 23 lata, a wciąż w samej sobie odkrywam coraz to nowe rzeczy i można powiedzieć, że cały czas poznaję siebie. Każde nowe doświadczenie ma jakiś wpływ na to, jak postrzegam swoją osobę i uświadamia mi, nad czym muszę pracować, co wyeliminować i jak postępować, żeby nie popełniać błędów. Wydaje mi się, że podstawą do zrozumienia innych ludzi i kształtowania z nimi właściwych relacji jest samoświadomość.

Musimy wiedzieć, co nami kieruje i jacy jesteśmy. Świetnym sposobem na poznanie swoich słabych i mocnych stron, a także szczególnych predyspozycji są testy osobowości.
Sama kilka już zrobiłam i muszę powiedzieć, że w każdym z nich wyszedł mi podobny wynik, który rzeczywiście odzwierciedla to, jaką jestem osobą.

Takim najlepszym i najpełniejszym testem, jaki zrobiłam był test MBTI (Myers-Briggs Type Indicator). Jest to wskaźnik psychologiczny, określający typ osobowości. Zgodnie z nim wyróżnia się 16 typów osobowości.

Koncepcja MBTI została stworzona w okresie II wojny światowej przez Katharine Cook Briggs i jej córkę Isabel Briggs-Myers i jest rozszerzeniem koncepcji Carla Junga, który dzielił ludzi na 8 typów.

Jeżeli chodzi o źródło, z którego czerpią energię:
-introwertycy (I): ukierunkowanie energii do wewnątrz, w stronę podmiotu
-ekstrawertycy (E): ukierunkowanie na zewnątrz
Jedna z tych postaw jest bardziej pierwotna, podstawowa, a druga stanowi zazwyczaj alternatywę, ujawniającą się w sytuacjach kryzysowych.
Według sposobu, w jaki ludzie zbierają informacje o świecie Jung podzielił ich na:
-intuicjonistów (N): polegający na instynkcie
-percepcjonistów (S): ufający zmysłom
Według sposobu, w jaki podejmują decyzje:
-myśliciele (T): kierujący się logiką
-uczuciowcy (F): działający na podstawie swojego subiektywnego systemu wartości.

Isabel Briggs-Myers uważa, że ludzi można podzielić również wg nastawienia do świata zewnętrznego na:
-zorganizowanych sędziów (J), którzy radzą sobie z życiem wykorzystując umiejętność wydawania ocen
-spontanicznych obserwatorów (P), którzy radzą sobie z życiem wykorzystując umiejętność zbierania informacji.

Każdy z nas jest kombinacją tych typów :) Ja jestem INFJ i rzeczywiście opis tej osobowości idealnie do mnie pasuje :) Zachęcam Was do zrobienia sobie tego testu, chociażby z czystej ciekawości. Dostępny jest tutaj w wersji angielskiej, a tutaj macie tłumaczenie pytań :)

Miłego poznawania siebie życzę :)

sobota, 12 kwietnia 2008

Jak spełniać swoje marzenia?


Właściwie na każdej stronie dotyczącej rozwoju osobistego można natknąć się na wzmiankę o "Sekrecie". Czym jest ten "Sekret"? Otóż jest to prawo przyciągania, które mówi o tym, że swoimi myślami kształtujemy naszą rzeczywistość. Jeśli myślimy pozytywnie, to w naszym życiu wydarzają się dobre rzeczy... jeśli negatywnie, to wiadomo, co się dzieje :) Dlatego grunt, to wyrobić w sobie nawyk pozytywnego myślenia. Jak to powiedział Henry Ford: "Czy uważasz, że możesz, czy też uważasz, że nie możesz, w obu wypadkach masz rację".
Sceptycznie nastawieni ludzie mogą sobie pomyśleć, co za głupoty tutaj wypisuje, ale zapewniam, że tak nie jest. Mogę się założyć, że każdy nieświadomie stosuje to prawo. Sztuką jest uświadomić sobie jego moc i zacząć je stosować.
Mój pierwszy kontakt z "Sekretem" miał miejsce w styczniu, kiedy trafiłam na ten film na proaktywnie.pl. Obejrzałam i byłam pod wielkim wrażeniem. Mogę śmiało powiedzieć, że to był jakiś przełom w moim życiu. Powiem szczerze, że bardziej zwracam uwagę na to, o czym myślę. I spotyka mnie naprawdę więcej dobrych rzeczy :)

Jak stosować prawo przyciągania?

Istnieją 3 podstawowe kroki:
1. poproś
2. uwierz
3. otrzymaj

Są to trzy bardzo proste kroki, które naprawdę mogą ułatwić życie i sprawić, że będzie ono szczęśliwsze. A kto nie chce być szczęśliwy? :)
Jeśli wiesz, czego chcesz, o czym marzysz, to określ to dokładnie. Napisz na kartce, przyklej w widocznym miejscu obrazek przedstawiający to, co chcesz otrzymać i uwierz, że to już jest Twoje. Zaangażuj się uczuciowo w dążenie do zmaterializowania swoich pragnień. Emocje są tutaj bardzo ważne. Jeśli będziesz się cieszyć i emanować pozytywną energią, to z pewnością w końcu spotka Cię coś dobrego i otrzymasz to, czego pragniesz.
Osobiście stworzyłam sobie tablicę wizualizacyjną, na której mam poprzyklejane różne zdjęcia przedstawiające moje pragnienia, rzeczy, które pragnę osiągnąć. Część z nich już się spełniła i to mnie tylko utwierdza w przekonaniu, że warto mieć marzenia i wierzyć w ich realizację :)
Zawarłam w tym poście tylko taką mini zajawkę tego, co kryje w sobie "Sekret". Warto przede wszystkim przeczytać książkę Rhondy Byrne, a także obejrzeć film.
Chciałabym jeszcze tylko podkreślić, że tutaj nie chodzi tylko i wyłącznie o to, że pozytywnym myśleniem, wizualizowaniem itd. możemy osiągnąć, co tylko chcemy i stać się panami świata. Absolutnie! Odpowiedni sposób myślenia jest jednym z ważniejszych środków do szczęśliwego i pełnego pasji życia :) A do tego wszystkiego należy jeszcze dodać działanie.


PS. Dawno nie pisałam, aż wstyd :) Dlatego też specjalne podziękowania dla pewnego dobrego i pozytywnie wpływającego człowieczka, który zmotywował mnie do powrotu :) (dzięki Kaczki :D)

sobota, 22 marca 2008

Na Święta dla Was- Dezyderata


Natknęłam się właśnie na tekst, który oddaje sens wszelkich życzeń. Jest to Dezyderata napisana przez Maxa Ehrmanna. Więcej o tym znajdziecie tutaj.
Dezyderata, czyli to, co pożądane, upragnione... a więc proszę bardzo:

"Przechodź spokojnie przez hałas i pośpiech, i pamiętaj, jaki spokój można znaleźć w ciszy.

O ile to możliwe, bez wyrzekania się siebie bądź na dobrej stopie ze wszystkimi.
Wypowiadaj swoją prawdę jasno i spokojnie, wysłuchaj innych, nawet tępych i nieświadomych, oni też mają swoja opowieść.
Unikaj głośnych i napastliwych - są udręką ducha.
Porównując się z innymi możesz stać się próżny i zgorzkniały, bowiem zawsze znajdziesz lepszych i gorszych od siebie.

Niech Twoje osiągnięcia zarówno jak plany będą dla Ciebie źródłem radości.
Wykonaj swą pracę z sercem - jakakolwiek byłaby skromna, ją jedynie posiadasz w zmiennych kolejach losu.
Bądź ostrożny w interesach, na świecie bowiem pełno oszustwa.
Niech Ci to jednak nie zasłoni prawdziwej cnoty; wielu ludzi dąży do wzniosłych ideałów i wszędzie życie pełne jest heroizmu.

Bądź sobą, zwłaszcza nie udawaj uczucia.
Ani też nie podchodź cynicznie do miłości, albowiem wobec oschłości i rozczarowań ona jest wieczna jak trawa.
Przyjmij spokojnie co Ci lata doradzają z wdziękiem wyrzekając się spraw młodości.

Rozwijaj siłę ducha, aby mogła Cię osłonić w nagłym nieszczęściu.
Lecz nie dręcz się tworami wyobraźni. Wiele obaw rodzi się ze znużenia i samotności.
Obok zdrowej dyscypliny bądź dla siebie łagodny.
Jesteś dzieckiem wszechświata nie mniej niż drzewa i gwiazdy, masz prawo być tutaj.
I czy to jest dla Ciebie jasne, czy nie - wszechświat bez wątpienia jest na dobrej drodze.

Tak więc żyj w zgodzie z Bogiem, czymkolwiek On Ci się wydaje,
czymkolwiek się trudzisz i jakiekolwiek są Twoje pragnienia, w zgiełkliwym pomieszaniu życia zachowaj spokój ze swą duszą.
Przy całej swej złudności, znoju i rozwianych marzeniach jest to piękny świat.
Bądź pogodny.
Dąż do szczęścia."


Wydaje mi się, że nic więcej nie trzeba dodawać :)
Z pozdrowieniami świątecznymi,
Ewa

piątek, 21 marca 2008

Być jak trzmiel :)


Ile razy w życiu zdarzyło Wam się nie podjąć jakiegoś wyzwania, tylko dlatego, że uważaliście, że nie podołacie temu, że się do tego nie nadajecie i na pewno poniesiecie porażkę, więc nie warto w ogóle zaczynać. No właśnie... pewnie każdy chociaż raz w życiu miał taki przypadek. A nawet jeśli nie miał, to będzie miał (chociaż mam nadzieję, że po przeczytaniu tego posta już nic nie będzie dla Was niemożliwe :) ).

Jest sobie taki owad. Trzmiel się nazywa :) Na pewno go kojarzycie: taki grubasek z małymi skrzydełkami :) Okazuje się, że przeczy on wszelkim prawom fizyki. Jego ciężar ciała jest zbyt duży w porównaniu z małymi skrzydełkami, a co za tym idzie NIEMOŻLIWE jest to, żeby mógł latać. Ha, czyżby?! Przecież on lata. A dlaczego lata? Bo nie wie, że nie powinien latać, nie wie, że to niemożliwe. Dla niego nie ma rzeczy niemożliwych. Więc skoro taki mały owad może osiągać to, co jest powszechnie uznawane za niemożliwe, to dlaczego my tego nie możemy?

Wydaje mi się, że tylko dlatego nie osiągamy tego, czego chcemy, bo się boimy. Nie potrafimy bezwiednie dać się ponieść naszym pragnieniom, bo w naszej naturze leży racjonalizacja wszystkiego. Zaraz zaczynamy wszystko kalkulować, zastanawiać się, czy na pewno damy radę, czy to nie będzie nas zbyt wiele kosztowało itd. itd. I zazwyczaj dochodzimny do wniosku, że lepiej dać sobie z tym spokój.
A może powinniśmy się zachowywać jak trzmiel? Lata sobie spokojnie i nawet nie wie o tym, że nie powinien. Może czas przestać się zastanawiać nad własnymi słabościami, a najlepiej całkiem o nich zapomnieć i dążyć do zaspokojenia swoich potrzeb. Takim jedynym czynnikiem, który hamuje nasze działanie jest strach.

Ale czy na pewno chcemy, żeby taki marny "ktoś" determinował nasze życie? Chyba nie, prawda? A raczej na pewno nie :)


edit 21:40
:) jakiś czas temu zamówiłam sobie subskrypcję z cytatami ze strony www.osiagacz.info ... właśnie teraz odebrałam maila i dostałam cytat, który może być idealną puentą do dzisiejszego posta:

"Osiągnęlibyśmy znacznie więcej, gdybyśmy nie uważali niektórych rzeczy za niemożliwe." Vince Lombardi

wtorek, 18 marca 2008

Kurs na gwiazdy


Przedstawię dzisiaj pewną przypowieść, którą znalazłam w książce "Alchemia >Alchemika<". Są to rozmowy Wojciecha Szczawińskiego z psychoterapeutą Wojciechem Eichelbergerem.
Podczas jednej z rozmów dotyczących odwagi pan Eichelberger przytoczył taką oto przypowieść:

Pewnego razu ojciec, syn i osioł podróżowali przez góry. Gdy przybyli do jakiejś wioski, ojciec dosłyszał komentarz przechodniów:
"Popatrzcie, jaki głupi człowiek! Wiezie dzieciaka na ośle, a sam ledwie się trzyma na nogach".
Mężczyzna speszył się, spędził syna z grzbietu zwierzęcia i sam zajął jego miejsce.

Po paru godzinach podróżnicy dotarli do kolejnej wioski. Do uszu ojca dobiegły słowa: " Zobaczcie jaki okrutny człowiek! Siedzi sobie wygodnie na ośle, a synowi każe iść piechotą".
Podróżnik zawstydził się i usadowił obok siebie dziecko.

Gdy przybyli do następnej wioski, usłyszał:
"Spójrzcie, jacy źli ludzie! Obaj usiedli na ośle, a biedne stworzenie aż ugina się pod ich ciężarem!".
Słysząc to, ojciec i syn zsiedli z osła i poprowadzili go za sobą.

W kolejnej wsi usłyszeli krzyki i śmiechy:
"Ale szaleńcy! Mają osła, a podróżują piechotą!"


Eichelberger skwitował to przywołując słowa jakiegoś amerykańskiego admirała:

"Ludzie w życiu powinni brać kurs na gwiazdy, a nie na światła przepływających obok statków"

Jak często sami kierujemy się opinią innych ludzi? Boimy się coś zrobić, żeby się nie ośmieszyć. Bo, co ludzie powiedzą?! Jak tak sobie myślę o tym czasem, to wydaje mi się to totalną głupotą :) Wiadomo, że żyjemy w społeczeństwie, obowiązują nas jakieś normy i w niektórych sytuacjach wręcz wskazane jest zachowanie zgodne z jakimiś kanonami.
Jednak jeśli chodzi o moje życie, to staram się kierować swoim własnym zdaniem, własnym pragnieniem. Chcę robić coś, co jest zgodne ze mną, a nie z tym, czego oczekują ode mnie inni. Przyznam szczerze, że kiedyś bardzo przejmowałam się tym, co o mnie myślą ludzie.Teraz już mniejszą wagę do tego przywiązuję. Liczy się dla mnie opinia bliskich mi osób. Nie potrafię puścić mimo uszu ich uwag czy też rad, bo wiem, że mnie znają i zależy im na moim szczęściu. Nawet jeżeli niekoniecznie do nich się dostosuję, to bardzo sobie je cenię (naprawdę:) ).
Natomiast przed osobami, które nie mają pojęcia o tym, jaka jestem, nie mam zamiaru udawać na siłę kogoś lepszego. A tymbardziej przejmować się tym, co o mnie myślą. Ktoś, kto mnie nie zna, ma przecież zafałszowany obraz mojej osoby, a nikogo nie mogę zmusić do tego, żeby zmienił zdanie na mój temat :) Jedyne, co mogę zrobić, to nie przejmować się tym i dzięki temu mieć zdrowszą psychikę :)
Poza tym myślę, że często zdarza się tak, że ludzie robią coś wbrew sobie pod tzw. publiczkę. Chcą się komuś przypodobać, zdobyć czyjeś uznanie... tylko po co? Jeżeli ktoś nie jest sobą, to prędzej czy później zmęczy się graniem i dostosowywaniem do środowiska.
Jeżeli człowiek zna swoją wartość i wie, do czego dąży, to będzie konsekwentny w swoim działaniu. Nawet w takim wypadku, kiedy na jego drodze pojawią się ludzie, którzy będą wiedzieli "lepiej", co jest dla niego dobre. Osobiście irytują mnie hasła typu: "a po co Ci to?", "daj sobie z tym spokój", "szkoda Twojego czasu".
Jeżeli postawiłam sobie jakiś cel, to po pierwsze: wiem, dlaczego... po drugie: nie dam sobie z tym spokoju i po trzecie: każda rzecz, która przybliża mnie do jego osiągnięcia nie jest dla mnie stratą czasu :) Czas i tak płynie, a ja wolę żeby płynął wartkim strumieniem, a nie przelewał mi się anemicznie przez palce.
Jaki z tego morał?
Jeżeli macie jakieś cele, które pragniecie osiągnąć, to nie pozwólcie innym ludziom odebrać sobie szansy ich realizacji.
Patrzcie przed siebie, koncentrujcie się na tym, co chcecie zrobić, a nie na "dobrych' radach "życzliwych" ludzi :)

czwartek, 13 marca 2008

Kręć nóżkami, naciskaj na pedały i jedź do przodu :D

Każdy student doskonale wie, co to znaczy sterta kserówek zbierana niemal codziennie, żeby móc przygotować się na zajęcia. Ot, taka sobie nasza rzeczywistość :) Nieważne, że potem niemalże topimy się w tym wszystkim, a czasami nawet nie korzystamy z tego.
Ale do czego zmierzam? Bo na pewno nie mam zamiaru robić tutaj analizy tego, czy ksera są nam potrzebne, czy też nie :)
Zmierzam do tego, że całkiem niedawno pozytywnie się zaskoczyłam. Po raz pierwszy chyba miałam coś takiego, że czytając tekst na zajęcia zwróciłam uwagę na coś, co można odnieść do naszego życia... Co prawda jestem na takiej specjalności, że prędzej czy później większość z tych rzeczy w życiu będzie można wykorzystać.
W każdym razie natknęłam się na słowa, które idealnie można odnieść do naszego ciągłego rozwoju:

"aby (wspólnotowy) 'rower' nie przewrócił się, trzeba nieustannie naciskać na pedały i poruszać się do przodu, gdyż w innym przypadku grozi niebezpieczny upadek"

Myślę, że dokładnie tak samo jest z naszym dążeniem do celu i zrealizowania swojej misji życiowej. Jeżeli naprawdę bardzo nam na czymś zależy, to bezustannie działamy tak, żeby nie zmieniać raz obranego kierunku. Oczywiście zdarzają się chwile słabości. Sama je mam... myślę sobie: "po co mi to wszystko?", 'nie chce mi się" itd.

Na szczęście ostatnimi czasy właściwie w ogóle w ten sposób nie myślę. Staram się naciskać na te pedały jak najmocniej.
W końcu upadek z roweru może bardzo boleć, prawda? A ja nie lubię, jak mnie coś boli :)
Wiadomo, że nic nie przychodzi od razu i wszystkiego trzeba się uczyć. Wyrobić w sobie jakieś nawyki. Przecież każdy z nas uczył się kiedyś jazdy na rowerze. Ja do tej pory pamiętam, jak się cieszyłam, kiedy w końcu tata odkręcił mi te małe kółeczka i mogłam śmigać na dwóch, jak prawdziwy rowerzysta :D A jazdy na rowerze nigdy się nie zapomina.

Dokładnie tak samo jest z naszym życiem. Na początku może być trudno z wyrobieniem odpowiednich nawyków. W pierwszym stadium "jeździmy" jeszcze na tych czterech kółeczkach z asekuracją, ale z czasem doskonalimy się, idzie nam coraz lepiej, odnosimy sukcesy, aż w końcu śmigamy na dwóch kółkach ciesząc się, że osiągnęliśmy to, do czego zmierzaliśmy. A wszystko dzięki temu, że nieustannie naciskaliśmy na pedały i poruszaliśmy się do przodu :)

(specjalne pozdrowienia dla "społeczniaków" :D ten cytat to z Anioła na europejską politykę społeczną :) )

środa, 12 marca 2008

"Into the wild"


Jakiś czas temu obejrzałam film, który zrobił na mnie niesamowite wrażenie.
Przyznam szczerze, że dawno nie widziałam amerykańskiego filmu, który zmusiłby mnie do jakiejkolwiek refleksji.

Tymczasem "Into the wild" Sean'a Penn'a sprawił, że zaczęłam się zastanawiać nad tym, do czego tak naprawdę dążymy, co może dać nam szczęście i spełnienie?

Przez ponad dwie godziny mogłam napawać się nie tylko świetną muzyką i głosem Eddie'go Vedder'a z grupy Pearl Jam, ale także niesamowitymi widokami i przede wszystkim dialogami, które zmuszają do myślenia. Trzeba zaznaczyć, że film opowiada prawdziwą historię, co stanowi jego dodatkowy walor :)

Jest to opis przygody młodego chłopaka- Christopher'a McCandless'a, który po ukończeniu studiów postanawia rzucić dotychczasowe bogate życie i wyruszyć w podróż na Alaskę do totalnej dziczy. Właściwie całkowicie odcina się od swojej przeszłości... zmienia nawet swoje imię i nazwisko na: Aleksander Superpodróżnik :)
Po drodze spotyka przeróżnych ludzi, z którymi nawiązuje przyjaźnie aż w końcu dociera do miejsca swojego przeznaczenia. To jest koniec jego podróży przez życie.

"Into the wild" bawi, wzrusza i uczy...
Jak oglądałam ten film, to zastanawiałam się, jak wielu spośród nas byłoby w stanie poświęcić wszystko, po to, żeby sprzeciwić się otoczeniu, jakimś utartym wzorcom i wbrew wszystkiemu podążać swoją własną drogą... drogą prowadzącą do "dziczy". Do czegoś, czego nie znamy i co z pewnością niesie w sobie dość spore ryzyko.

Nieliczne jednostki, prawda?

Naprawdę szczerze polecam ten film tym, którzy w kinie szukają czegoś innego poza rozrywką :)

Dla zachęty:

"Society"



"zajawka" filmu :)



"Radość jest wtedy prawdziwa, kiedy dzielona" ... jak obejrzycie film, to będziecie wiedzieli, o co chodzi :)

poniedziałek, 10 marca 2008

Bystrzaki stawiają sobie SMARTne cele :)

Zastanawialiście się kiedyś, dlaczego nie udaje Wam się osiągnąć tego, co sobie zamierzyliście? Ja bardzo często o tym myślałam :)

Tymczasem okazuje się, że wystarczy w odpowiedni sposób sformułować swój cel i wszystko powinno się ładnie poukładać. Od razu mówię, że jeszcze nie sprawdzałam tego w praktyce, więc nie wiem, czy ta metoda rzeczywiście działa. Podobno tak :)

Oczywiście o tym, że każdy cel trzeba zapisać przypominać nie muszę. Jak będziemy sobie tylko w główce myśleć o tym, co chcemy zrobić, to daleko nie zajdziemy. Tymczasem, kiedy zapiszemy cel, to nawet jeśli w wyniku jakichś okoliczności odbiegniemy od drogi jego realizacji, to przez przypadek możemy się natknąć na kartkę (czy cokolwiek innego), na której zapisany jest nasz cel i to pomoże nam powrócić na właściwą ścieżkę. Będziemy wiedzieli, że dążymy do konkretnej rzeczy.

Ale jak poprawnie zapisać swój cel?
Otóż dobrze sformułowany cel powinien być zgodny z regułą SMART. Chyba nie muszę tłumaczyć, co w języku angielskim oznacza słowo "smart".
Jak "rozbierzemy " ten wyraz na czynniki pierwsze, to otrzymamy coś takiego:

S (specific)
M (measurable)
A (ambition)
R (realistic)
T (time bound)

Czyli tak:
-->po pierwsze: powinien być specyficzny dla mnie
-->po drugie: mierzalny (tutaj chodzi o to, po czym poznam, że cel został zrealizowany? jaki konkretny miernik da mi o tym znać?)
-->po trzecie: ambitny
-->po czwarte: realny
-->po piąte: określony w czasie

To może teraz taki przykład SMARTnego celu.
Jestem na IV roku studiów, czyli na etapie pisania pracy magisterskiej :)
W takim razie mój SMARTny cel może brzmieć:

do czerwca 2009 roku ukończę studia wyższe i otrzymam tytuł magistra

Każdy element jest w tym zawarty: cel jest specyficzny dla mnie, mierzalny (otrzymam dyplom ukończenia studiów i to będzie oznaczało, że cel zrealizowałam), ambitny, realny i przede wszystkim określony dokładnie w czasie.

Podobno ludzie, którzy stawiają cele wg reguły SMART zawsze je osiągają :) Zobaczymy :)
Życzę powodzenia w stawianiu i realizowaniu Waszych celów.

niedziela, 9 marca 2008

...nasze życie jest manifestacją naszych myśli...

Jeszcze jeden filmik na podstawie "Sekretu" :)
Miłego oglądania (koniecznie z włączonym dźwiękiem) i owocnego "przyciągania" :)

sobota, 8 marca 2008

Dlaczego ludzie nie dostają wymarzonej pracy?


Jestem teraz na etapie, kiedy zastanawiam się nad tym, co tak naprawdę chcę robić w swoim życiu. Jakąś wizję sobie już stworzyłam, ale nie mam pewności, że zdobędę tą wymarzoną i jedyną pracę. Hmm, pewności nie mam, bo rynek pracy jest obecnie tak dynamiczny, ulega ciągłym zmianom, że trudno przewidzieć, czy za parę lat będę miała szansę na zrealizowanie swojego celu zawodowego. Pomimo takich zewnętrznych okoliczności istnieje jednak szansa, że uda mi się to osiągnąć. Wczoraj pisałam, że ostatnio ciągle biegam na jakieś szkolenia :) I właśnie na jednym z nich uzyskałam odpowiedź na pytanie zawarte w tytule tego posta. Prowadząca przedstawiła nam 7 grzechów głównych, jakie często popełniamy poszukując pracy. Postaram się w skrócie je przybliżyć.

GRZECH 1: NIE ZNASZ SIEBIE
czyli najzwyczajniej w świecie nie wiesz, w czym jesteś dobry, a tym samym nie masz pojęcia w jakim kierunku chcesz się rozwijać.
Jeśli ma się z tym problem, to powinno się poszukać odpowiedzi na takie podstawowe pytania:

- co chcesz robić w życiu? (chodzi tutaj o naszą misję życiową- coś, co w czasie realizacji będzie nam przynosiło satysfakcję i spełnienie)

- o wartości (jakie wartości wyznajesz? co jest dla Ciebie ważne w pracy? jakimi zasadami się kierujesz w życiu? co cenisz w szczególności?)
Nie możemy przecież szukać pracy, która w ogóle nie będzie spójna z naszymi wartościami, poglądami, bo prędzej czy później wypalimy się wewnętrznie i nigdy nie będziemy spełnieni zawodowo. Dlatego przy wyborze pracy bardzo ważne jest kierowanie się własnymi wartościami. Nie bierzmy pierwszej lepszej pracy, tylko dlatego, że akurat nam się nawinęła i przeszliśmy proces rekrutacji.

-o zainteresowania (jakie są Twoje zainteresowania? co Cię pasjonuje? jakiego typu sytuacje i zadania Cie motywują?)

-jakie masz umiejętności i kompetencje?

Jak już sobie odpowiemy na te pytania i poznamy samych siebie, to powinniśmy poznać firmę, do której aplikujemy. Musimy mieć wizję siebie w danym miejscu pracy i wiedzieć, dlaczego dokonaliśmy wyboru firmy X a nie firmy Y.

GRZECH 2: NIE ZNASZ RYNKU PRACY, OCZEKIWAŃ PRACODAWCY I NIE JESTEŚ WOBEC NIEGO ELASTYCZNY
coraz bardziej popularne stają się elastyczne formy zatrudnienia (telepraca, praca tymczasowa, nienormowany czas pracy), jednak nie wszyscy są w stanie zdecydować się na coś takiego. Wolą mieć pewność zatrudnienia. Stałe miejsce pracy z zapewnionymi wszystkimi świadczeniami... boją się czegoś, czego nie znają. Poza tym bardzo często jesteśmy rezultatem myślenia innych o nas. Ktoś nam powie, że np. bylibyśmy świetnym psychologiem, my w to uwierzymy i będziemy dążyli do tego, żeby właśnie owym psychologiem zostać. Tylko rzeczywistość może się okazać zupełnie inna- niekoniecznie, to, że potrafimy pomóc komuś bliskiemu, że lubimy słuchać etc., musi sprawiać, że praca psychologa będzie nam sprawiała satysfakcję. W tym przypadku wydaje mi się, że pokrywa się to z "grzechem pierwszym". Jeśli nie znamy dobrze samych siebie, to ufamy zdaniu innych na nasz temat.
Wracając jeszcze, do tego że ludzie boją się czegoś niepewnego i nieznanego. W ten sposób nigdy nie znajdzie się wymarzonej pracy. Jeśli masz określony cel, to rób wszystko żeby się zrealizował. Nie zadowalaj się resztkami. Nie warto znajdować jakiejkolwiek pracy.
Ja np. nie widzę siebie pracującej w urzędzie od 7-15 każdego dnia. To by mnie wypaliło i sprawiło, że chyba juz po półrocznej pracy marzyłabym o emeryturze :)
Szukając pracy trzeba brać pod uwagę różne oferty, ale wybierać te najlepsze. Przede wszystkim trzeba jak najlepiej poznać swojego potencjalnego pracodawcę. Uzyskać jak najwięcej informacji na temat danej firmy:
-jak wygląda praca w tej firmie
-jak kształtują się relacje szef-pracownicy
-czy zachowana jest równowaga między życiem osobistym a zawodowym (przecież, to bardzo bardzo ważne)
-czy firma oferuje jakiś określony pakiet socjalny swoim pracownikom
-czy ma wyrobioną wiarygodną markę na rynku
i szereg innych rzeczy.

GRZECH 3: NIE ROZWIJASZ SIĘ, NIE ZDOBYWASZ DOŚWIADCZENIA

Rozwijamy się przez całe życie. Od małego dziecka nabieramy jakichś umiejętności, doskonalimy się.
Dla potencjalnego pracodawcy nie jest ważne to, jaką szkołę podstawową czy średnią skończyłeś, tylko to, co tam robiłeś i jaką ofertę te doświadczenia dla niego czynią.
Nie bójmy się chwalić naszymi osiągnięciami. Przyznam szczerze, że przed tym szkoleniem troszkę absurdalne wydawało mi się pisanie w CV o tym, co robiłam w podstawówce. Przecież byłam wtedy dzieckiem, to jaką wartość to może stanowić teraz?! Ale jak tak to sobie przemyślałam, to przecież to świadczy o mojej osobie. Nigdy nie byłam bierna, chciałam się angażować w różne przedsięwzięcia, rozwijać się i np. taki fakt, że byłam członkiem szkolnego teatru może być oznaką jakiejś mojej odwagi.

GRZECH 4: NIE SZUKASZ AKTYWNIE PRACY
Spotkałam się z opinią, że nawet jeśli już masz pracę, to warto chodzić na rozmowy kwalifikacyjne. Ot tak, żeby nie wypaść z rytmu, dla treningu :) A może akurat trafimy na tą wymarzoną.
Tutaj trzeba też sobie odpowiedzieć na pytanie, co stanowi o naszej wartości na rynku pracy. Otóż jest to suma:

wykształcenie+umiejętności+kontakty

W aktywnym poszukiwaniu pracy bardzo ważne jest zbudowanie sieci kontaktów. Dobrym źródłem informacji mogą być nasi znajomi, internet i wszelkiego rodzaju fora specjalistyczne czy też portale społecznościowe. Czytałam całkiem niedawno, że pracodwacy coraz częściej poszukują potencjalnych pracowników właśnie poprzez internet.
Najlepszy w poszukiwaniu pracy jest także bezpośredni kontakt z pracodawcą. Powinno się odwiedzać wszelkiego rodzaju targi pracy, dni kariery itd. Wydaje mi się, że dla studentów dużą szansą są staże i praktyki. Mogą wówczas poznać firmę i przekonać się, czy spełnia ona ich oczekiwania i przede wszystkim, czy rzeczywiście chcą pracować w danym zawodzie.

GRZECH 5: NIE POTRAFISZ SIĘ "SPRZEDAĆ"

Rozmowa kwalifikacyjna jest swego rodzaju spotkaniem handlowym. Występują tutaj dwie strony: kupujący (firma) i sprzedający (pracownik) i na odwrót. Każdy ma jakąś ofertę i każdy chce coś "kupić".
Jeżeli nie popełniamy grzechu pierwszego tzn. znamy samych siebie, to na rozmowę kwalifikacyjną przychodzimy z konkretną ofertą, a nie "po prośbie". Nie bójmy się pokazać swojej wartości i pewności, że jesteśmy właściwą osobą, na właściwym miejscu i że to właśnie nas firma powinna przyjąć, bo mamy pomysł na siebie w tej pracy.


GRZECH 6: NIE PODCHODZISZ DO FIRM INDYWIDUALNIE

nie możemy wysyłać tego samego CV do wszyskich firm. Powinna to być nasza oferta handlowa do konkretnej firmy, bo nie każdy pracodawca oczekuje od nas dokładnie tego samego. Podano nam przykład, że jeśli wyślemy to samo CV do 30 firm, to odpowie nam zaledwie 1... jeśli jednak stworzymy konkretne CV pod konkretną firmę, to mamy większe szanse na powodzenia i zaproszenie na rozmowę kwalifikacyjną.


GRZECH 7: DZIAŁASZ BEZMYŚLNIE, NIE PLANUJESZ

Bardzo ważne jest wyznaczanie sobie celów. Powinniśmy szukać ofert pracy, które przybliżą nas do realizacji naszych marzeń i planów zawodowych. Przede wszystkim musimy mieć wizję samych siebie, wiedzieć do czego i dlaczego dążymy.

Na koniec jeszcze kompetencje niezbędne dziś w karierze:
-zdolność do poznania samego siebie,
-zdolność do samorozwoju i samokształcenia
-elastyczność
-umiejętność działania w niepewnym środowisku

Może jak nauczymy się zwalczać te podstawowe grzechy, to w przyszłości znajdziemy naszą wymarzoną pracę :)

(materiał opracowany na podstawie szkolenia odbywającego się w ramach Dni Kariery w Katowicach)

piątek, 7 marca 2008

Warsztaty Umiejętności Grupy Żywiec- wrażenia tuż po


Brałam dzisiaj udział w Warsztatach Umiejętności Grupy Żywiec . Dzień był wyczerpujący, ale naprawdę warto było się poświęcić. Muszę przyznać, że troszkę się dowartościowałam, bo prowadząca szkolenie powiedziała, że przeczytała mnóstwo aplikacji i wybrała te najlepsze :D

No, ale do rzeczy... chciałam napisać o moich wrażeniach z dzisiejszego szkolenia. W sumie ostatnimi czasy ciągle biegam na jakieś warsztaty :) W każdym razie te dzisiejsze były najlepsze z tych wszystkich, w których brałam udział. Przede wszystkim były przygotowane w bardzo profesjonalny sposób, przebiegały dynamicznie i pozwalały na skupienie się na własnym rozwoju. Na dostrzeżeniu, co jeszcze muszę zrobić, co w sobie poprawić i nad czym pracować, żeby osiągnąć pewien stopień doskonałości.

Ćwiczeniem, które najbardziej pomogło mi zauważyć moje słabe strony była prezentacja. Nie była to taka zwyczajna prezentacja... Dostaliśmy arkusze z informacjami dotyczącymi działalności Grupy Żywiec i na tej podstawie mieliśmy stworzyć prezentację. Czas przygotowania: 10 minut :)Czas prezentacji: 2 minuty.
Nowy materiał, szybkie myślenie, ułożenie sobie w głowie wszystkiego... wystąpienie przed obcymi ludźmi i jeszcze do tego wszystkiego nagrywanie na kamerę :) Hmmm i co tu począć? Ja niestety swoje wystąpienie miałam na samym końcu, więc poziom mojego stresu był ogromny :)
Przyszła moja kolej... wyszłam na środek, zaczęłam mówić...i nagle pustka w głowie. A ja niestety mam taką tendencję, że jak nagle nie wiem, co mam mówić, to po prostu milczę. I tak sobie pomilczałam przez chwilkę, całkiem zmieszana. Tragedia jednym słowem... ale w końcu zaczęłam znowu mówić i jakoś dobrnęłam do końca.
Potem oglądaliśmy te prezentacje i komentowaliśmy je. W moim przypadku motywów "yyyy" było całe mnóstwo... chyba nie przesadzę, jak powiem, że stanowiło to 3/4 prezentacji. W każdym razie z niepokojem czekałam na opinię grupy. Myślałam, że powiedzą, że byłam beznadziejna itd. A tymczasem podobno sprawiałam wrażenie osoby, która wie, co mówi... mam ciepły głos :) Jedna osoba stwierdziła nawet, że jakbym miała więcej czasu na przygotowanie tego, to byłaby najlepsza prezentacja :) Takie informacje zwrotne motywują do czegoś, sprawiają, że człowiek chce walczyć ze swoimi słabościami i stale się polepszać.

Ogólnie rzecz biorąc bardzo pozytywne wrażenie zrobiły na mnie Warsztaty i przede wszystkim sama Grupa Żywiec jako firma. Zaczynam rozpatrzać możliwość aplikowania w przyszłości na staż do ich firmy, bo wydaje mi się, że to byłaby świetna ścieżka mojego rozwoju zawodowego :) Muszę jeszcze nad sobą sporo popracować i wtedy powalczę w całym procesie rekrutacyjnym :)

Tak właściwie, to mogłabym pisać i pisać o tych warsztatach, bo w ciągu jednego dnia zrobiliśmy naprawdę dużo rzeczy. Pomogły mi one w zweryfikowaniu tego, co muszę zmienić, jak powinnam dążyć do realizacji swoich celów (przede wszystkim, jak poprawnie je formułować... tzw. "smartne cele", ale o tym napiszę kiedy indziej).

Znowu naładowałam akumulatory, mam ogromną chęć działania, robienia czegoś dla siebie i świadomego dążenia do samospełnienia :)

środa, 5 marca 2008

Akcja-realizacja, czyli co ZROBIĘ w tym roku


Nie bez powodu nazwałam tego bloga "Achieve Your Goals". Każdy stawia sobie w życiu jakieś cele... świadomie, czy też nieświadomie. Przecież nawet prozaiczne stwierdzenie: "muszę kupić chleb" jest w pewnym sensie postawieniem sobie jakiegoś celu :) Ale mi akurat chodzi o bardziej ambitne cele. Takie, które sprawiają, że wciąż się rozwijamy, podążamy ku lepszemu.
Ja postawiłam sobie parę takich celów na 2008 rok. Bardzo ważne przy tym wszystkim jest spisanie celu, bo to nas do czegoś zobowiązuje. Myśli są ulotne. Nie wystarczy więc tylko w głowie układać sobie po kolei planów na każdy kolejny dzień, tydzień, miesiąc...ba, życie. Trzeba to zapisać! Gdziekolwiek... ja zapisałam swoje cele w kalendarzu, a także w internecie na forum serwisu Proaktywnie.pl (w ramach projektu realizowanego przez autora tamtego bloga). I jeszcze w tym momencie mam zamiar zapisać je tutaj :) Przyznaję, że uległy one pewnej modyfikacji, ale cały "kręgosłup" pozostał ten sam.
No więc do dzieła.

MOJE CELE NA 2008 ROK

-> zdrowe, ładne ciało:
aerobik
ćwiczenia w domu
bieganie
-> zdanie warunku w sesji letniej
-> napisanie pracy magisterskiej (optymistyczna wersja: całość do końca roku , mniej optymistyczna: 1/2 do końca roku)
-> rozpoczęcie drugiego kierunku studiów (zarządzanie na AE)
-> samodzielna nauka języka hiszpańskiego
-> praktyki w czasie wakacji
-> aktywna praca jako subagent ds. OFE
-> rozwój osobisty (szkolenia, literatura, filmy)

Dodałabym do tego jeszcze: znaleźć miłość swojego życia :)

Co do rozwoju osobistego. To nie jest cel tylko i wyłącznie na 2008 rok, to jest cel na całe życie, bo mam zamiar rozwijać się nieustannie. Jestem osobą ciekawą świata, lubię poznawać nowe rzeczy i na pewno zawsze będę czuła pewien niedosyt.
Część z tych postanowień jest już w fazie realizacji.Oczywiście zdarzają mi się chwile zwątpienia, albo zwykłego "niechciejstwa", ale staram się z tym walczyć, bo każdy najmniejszy sukces przybliża mnie do prawdziwej satysfakcji z tego, co robię. Przecież nikt mi nie narzucał, że w tym roku mam zrobić to to i to...sama sobie to narzuciłam, czyli sama dokonałam wolnego wyboru. Zdecydowałam, że chcę podążać w danym kierunku i nie chcę się cofać, czy też zbaczać z tej drogi. A nawet jeśli zdarzy mi się z niej zboczyć, to będę się starała zawsze odnaleźć tą główną ścieżkę. Biorę kurs na określony azymut i nie wypuszczę kompasu z rąk :)

Przyznam, że dzisiaj właśnie zaczęłam mieć pewne wątpliwości. Dostałam umowę z pracy i mogę już zacząć pracować jako subagent. Spotkałam się z osobą, która będzie moim "opiekunem" i na tym spotkaniu zaczęłam sobie w myślach zadawać pytania: "czy ja się do tego nadaję?", "czy dam sobie radę?", "czy to mnie nie przerośnie?"...pomyślałam: "Boże, jak ją zawiodę, to wyjdę na taką idiotkę". Skąd mi się wzięły te myśli?! Przecież każdy kiedyś od czegoś zaczynał. Nie muszę od razu być najlepsza w tym, co robię, ale z czasem niewykluczone, że tak właśnie będzie.
Poza tym przecież "trzeci" punkt mojego "dekalogu" mówi: NIE POZWÓL, ŻEBY STRACH BYŁ TWOIM DORADCĄ. I nie pozwolę na to. Zrobię, co tylko w mojej mocy, żeby mi się udało :)

poniedziałek, 3 marca 2008

Zmiana nastawienia=pozytywna zmiana w życiu



Wizualizacja stworzona przez twórców "Sekretu".
Po raz pierwszy trafiłam na nią na stronie www.proaktywnie.pl. (którą szczerze polecam :) ).
Te wszystkie obrazy i słowa w połączeniu z muzyką mają niesamowitą moc. Obejrzenie tego krótkiego filmiku sprawiło, że zaczęłam inaczej patrzeć na swoje życie.
Z większą wiarą i determinacją zaczynam każdy dzień, staram się zauważać dobro wokół mnie i dążyć do tego, żeby właśnie każdy dzień był najlepszy w moim życiu. Prawda jest taka, że sam fakt naszego istnienia sprawia, że każdy kolejny dzień naszego życia jest niesamowitą przygodą. Powinniśmy się nauczyć doceniać, to co dostaliśmy razem z przyjściem na ten świat. Tylko człowiek dostał taką szansę od losu. Niektórzy mówią, że nie osiągnęli czegoś, bo nie mieli nawet takiej szansy. I kończą swoje życie z poczuciem niespełnienia, zgorzkniali i pełni wyrzutów wobec otaczającego ich świata.
A przecież każdy ma swoją szansę. Tą szansą jest to, że się rodzimy... jesteśmy ludźmi-jedynymi istotami myślącymi na tym świecie.
Czy to nie jest największa szansa? Trzeba tylko znaleźć sposób wykorzystania jej.
Nie można zmarnować SZANSY, którą otrzymujemy z chwilą pierwszego oddechu na tym świecie!
Przyciągajmy do siebie same dobre zdarzenia, dobrych ludzi i nie dopuszczajmy do naszego umysłu negatywnych myśli, a pomoże nam to w pełnym wykorzystaniu naszej szansy.
Dla mnie inspiracją do zmiany sposobu myślenia była ta afirmacja "Sekretu", a także pełna wersja tego filmu. Zamierzam również przeczytać książkę Rhondy Byrne.

Zaczynam przygodę ze swoim życiem, bo nie chcę zmarnować swojej szansy :-)

niedziela, 2 marca 2008

Warto marzyć

"A wszystkie dni stają się takie same wtedy, kiedy ludzie przestają dostrzegać to wszystko, czym obdarowuje ich los, podczas gdy słońce wędruje po niebie"

Cytat z "Alchemika". Książki, którą na pewno każdy zna...niekoniecznie każdy przeczytał, ale każdy o niej słyszał. Książka o wielkich marzeniach na pozór przeciętnego młodego człowieka. Piszę przeciętnego "na pozór", bo tak naprawdę Santiago jest niezwykłą osobą. Tak mało ludzi skłonnych jest do wyrzeczeń tylko po to, żeby spełnić swoje marzenia, żeby podążać ku temu, co jest dla nich najważniejsze- do osiągnięcia szczęścia.
Zastanawiam się, dlaczego tak się dzieje? Dlaczego niektórzy boją się swoich marzeń i zabijają je w zarodku? Wmawiają sobie, że i tak nie uda im się tego osiągnąć, a nawet nie robią pierwszego kroku w kierunku zrealizowania marzeń. Rzeczywiście łatwiej jest siedzieć, nic nie robić i liczyć na to, że szczęście samo zapuka do naszych drzwi. Nic bardziej mylnego i głupiego. Powiedzenie, że "szczęściu trzeba pomagać" nie wzięło się znikąd.
Każdego dnia wydarza się coś niesamowitego, coś co jeśli zauważymy może nas przybliżyć do spełnienia naszych marzeń. Logiczne jest to, że jak ktoś marzy o powiedzmy podróży do Ameryki Południowej, to nie znajdzie się tam zaraz na drugi dzień. Nasze marzenia wymagają sporo pracy i poświęceń. Trzeba się starać o to, aby każdego wieczoru, kiedy po całym dniu kładziemy się spać, w naszej głowie znalazła się myśl: "to był dobry i owocny dzień, jestem coraz bliżej swojego celu".
Ja jestem osobą, która głęboko wierzy w to, że moje marzenia staną się realne. Każdego dnia staram się dostrzegać jakieś pozytywne aspekty życia, staram się wykorzystywać szanse, które stają przede mną. Przykładowo: parę dni temu otworzyłam jedną ze studenckich gazet, w której znalazłam informację o szkoleniu z tzw. umiejętności miękkich (komunikowanie się w grupie, umiejętność planowania i sztuka prezentacji). Postanowiłam, że jak tylko przyjdę do domu, to wejdę na stronę www tam podaną i zgłoszę się na to szkolenie. Usiadłam przed komputerem, włączyłam gg- dostałam wiadomość od "nieznajomego" i nie mogłam uwierzyć w to, co zobaczyłam... to była informacja o szkoleniu, którym byłam zainteresowana :) To jest właśnie dowód na to, że każdego dnia zdarza się coś, co nam pomaga w realizacji naszych marzeń. Musimy tylko to dostrzec :) Oczywiście wysłałam swoją aplikację na to szkolenie i dwa dni później dostałam pozytywną odpowiedź. To są takie moje małe sukcesy, które utwierdzają mnie w przekonaniu, że "chcieć to móc". Odkąd zaczęłam pracować nad sobą nie marnuję niepotrzebnie czasu, żeby nie oddalać się od tego, co najważniejsze: spełnienia moich marzeń :)Cały czas pracuję nad swoją wytrwałością i konsekwencją. Mam świadomość tego, że jeszcze długa droga przede mną i że na pewno napotkam na niej wiele przeszkód, ale wiem, że się nie poddam, bo późniejsza satysfakcja będzie bezcenna.

P.S. Ostatnio muszę wcześnie wstawać. Jak budzik dzwoni o 5:30 to nie mówię: "cholera, chce mi sie spać, olewam zajęcia"... tylko: "dzisiaj zdarzy się coś dobrego, to będzie szczęśliwy dzień" :) I dzięki temu mam energię i siłę na cały dzień :) Grunt to pozytywne myślenie.

sobota, 1 marca 2008

Co ja tutaj robię?


No właśnie... co ja tutaj robię? Czemu zaczęłam pisać bloga?
Odpowiedź jest prosta: poczułam taką potrzebę. Od jakiegoś czasu interesuję się tematyką rozwoju osobistego. Jak wiadomo myśli są ulotne :) Dlatego też postanowiłam, że zacznę swoje przemyślenia i pomysły zaczerpnięte z książek, internetu i innych źródeł "przelewać" w tym miejscu. Jest to zdecydowanie szybszy sposób niż pisanie ręczne i znacznie mniej męczący :) A "blogowanie" wcale nie jest takie złe, o ile nie sprowadza się do wypisywania totalnych głupot.

Książki i inne źródła dotyczące interesującej mnie tematyki pomagają mi zrozumieć samą siebie i uświadamiają, że tak naprawdę, to kim jestem i to, co chcę zrobić ze swoim życiem zależy tylko i wyłącznie ode mnie. Od konkretnych decyzji, które podejmuję każdego dnia, od tego w jaki sposób spędzam każdy dzień.
Zdałam sobie sprawę, że do tej pory marnowałam bardzo dużo swojego cennego czasu na bezproduktywne rzeczy, które przynosiły mi powiedzmy chwilową satysfakcję, ale w żaden sposób nie wpływały na moją przyszłość (przynajmniej nie w pozytywnym tego słowa znaczeniu).
Zdecydowałam, że bez konkretnych planów i wyznaczenia sobie celów daleko nie zajdę. Spisałam swoje cele na ten rok. Złożyłam samej sobie obietnicę, że zmienię coś w swoim życiu i osiągnę zamierzone cele. Czy w takim wypadku mogłabym zawieść samą siebie?! Odpowiedź jest chyba oczywista :) Jeśli nie będę w stanie dotrzymywać obietnic,które składam samej sobie, to jak inni ludzie będą mogli mi zaufać?
Z tego też powodu stworzyłam swój własny Dekalog, do którego inspirację czerpałam z książek Covey'a, Tracy'ego, a także ze stron internetowych i wszelkich innych źródeł. Powiesiłam go w pokoju na ścianie i zasady te od jakiegoś czasu towarzyszą mi w życiu.
Odkąd zmieniłam swój sposób myślenia, zauważyłam, że stałam się szczęśliwszą i bardziej pewną siebie osobą. Doszłam do wniosku, że na zmiany nigdy nie jest za późno. Nie można się bać nowych rzeczy i przede wszystkim nie można dezawuować samych siebie. Tylko ja tak naprawdę wiem, na co mnie stać, kim jestem i co mogę zaoferować światu. Każdy człowiek powinien sobie to uświadomić, żeby stać się szczęśliwszym.
Eleonor Roosvelt powiedziała:
"Nikt nie może Cię zranić bez Twojej zgody"
Jeżeli, ktoś zna swoją wartość, to nigdy nikomu nie pozwoli na to, żeby ten zniszczył jego marzenia. Ja na to nie pozwolę! :)


(na tym zdjęciu nie mam zamiaru nikogo odstrzelić :) mierzę tylko do swojego celu:) )