środa, 30 lipca 2008

Źródła inspiracji


Co Was inspiruje do działania? Co sprawia, że rano budzicie się i nie chcecie przeleżeć całego dnia w łóżku, tylko wstajecie, żeby spędzić go w pożyteczny sposób?

Na mnie działa parę rzeczy.
Przede wszystkim to, że dokładnie wiem, czego chcę od życia. Wiem, do czego dążę i co chcę osiągnąć. I właśnie dzięki temu, że mam konkretną wizję, to nawet w momentach słabości i chwilowego zniechęcenia potrafię powrócić na właściwy tor. Wystarczy, że spojrzę na ścianę, na której wisi mapa myśli z moimi celami na następne 5 lat (osobiste, intelektualne, emocjonalne, materialne i zawodowe) i od razu zapala się światełko w głowie... "aha, trzeba dążyć do ich realizacji" :) T.Hary Eker, autor książki "Bogaty albo biedny. Po prostu różni mentalnie" powiedział:

"Najważniejszym powodem, dla którego ludzie nie osiągają tego, co chcą, jest to, że sami nie wiedzą, czego chcą"


A Wy wiecie, czego chcecie?

Co jeszcze mnie napędza... Ludzie. Oczywiście nie wszyscy :) Inspirują mnie osoby ambitne, które sprawiają, że dzięki nim sama chcę dążyć do perfekcji i ciągłego rozwoju. Nie chcę stać w miejscu tylko małymi kroczkami zbliżać się do upragnionych rzeczy. Mam to szczęście, że właśnie tacy ludzie mnie otaczają i to niezwykle napędza. Podejrzewam, że gdybym przebywała non stop z osobami, którym nic się nie chce, a jedyną rzeczą, jaką potrafią robić, to marudzić, jaki ten los jest okrutny i niesprawiedliwy, to po jakimś czasie przesiąknęłabym tym tak, że sama zamieniłabym się w taką marudę :D (ok, od czasu do czasu też marudzę, ale wszystko w granicach rozsądku). Przede wszystkim trzeba uświadomić sobie, że to kim jesteśmy i co mamy, zależy tylko i wyłącznie od nas, a nie wszystko uzależniać od zastanych warunków. Bo nikt inny nie jest odpowiedzialny za nasze życie, tylko my sami. Tak więc notorycznym marudom mówię: NIE :) W tym momencie moja Siostra dozna szoku ;)ale prawda jest taka, że jest ona osobą, którą podziwiam i jestem dumna, że jest moją siostrą... każdemu życzę takiego rodzeństwa. Konsekwentnie rozwija swoje pasje, dąży do perfekcji w tym, co robi i przede wszystkim osiąga sukcesy... czego chcieć więcej, jeśli chodzi o inspirację? :) I właśnie dzięki takim osobom człowiek dostaje skrzydeł i chce działać, rozwijać się.

"Trzymaj się z dala od ludzi, którzy tłamszą Twoje marzenia. Mali ludzie zawsze to robią. Jednak naprawdę wielcy sprawiają, że Ty także możesz stać się wielki."

(Mark Twain)

Tak więc otaczajcie się ludźmi z pasją, którzy będą Was pozytywnie nakręcać do działania :)

Poza tym inspiracją dla mnie są książki, artykuły, strony internetowe dotyczące rozwoju osobistego. Coś takiego faktycznie na mnie działa... dodatkowo jeszcze filmiki motywacyjne (od których aż roi się na youtube) i jestem naładowana maksymalnie.

Jest jedna rzecz, która jeśli położyłabym ją na wadze ze wszystkimi wyżej wymienionymi czynnikami, zdecydowanie przeważyłaby je... a jest nią fakt, że mam jedno życie i każdego dnia chcę sie nim zachwycać i dążyć do tego, żeby czerpać z niego jak najwięcej satysfakcji. A tą satysfakcję będę mogła osiągnąć tylko wówczas, gdy konsekwentnie i bez lęku będę realizować swoje cele i marzenia :)

czwartek, 24 lipca 2008

Mała dawka motywacji

Wystarczy chcieć i być zdeterminowanym :-)



Co prowadzi do sukcesu?

środa, 23 lipca 2008

Jak to zapamiętać?

Wakacje w pełni, a ja oczywiście znowu mam etap, że nie mogę wysiedzieć bezczynnie w domu. Dzisiaj zamiast sobie smacznie spać, to musiałam (przepraszam, złe słowo) CHCIAŁAM wstać wcześnie żeby jechać na szkolenie. Teraz zrobię małą reklamę Biura Karier UŚ, które organizuje tzw. Wakacje z karierą, czyli cykl darmowych szkoleń dla studentów i absolwentów. Całkiem fajna sprawa :) W każdym razie wybrałam się na szkolenie dotyczące technik zapamiętywania. Zdecydowanie zmusiłam mój (troszeczkę rozleniwiony ostatnimi czasy) mózg do myślenia. A co najważniejsze wykorzystałam obie jego półkule. Prawda jest taka, że w dużej mierze zapominamy o korzystaniu z prawej półkuli odpowiedzialnej za wyobraźnię i opieramy się głównie na tej logicznej-lewej półkuli. Tymczasem do skutecznego zapamiętywania niezbędne jest poruszenie obu półkul i wykorzystanie całego potencjału naszego mózgu.

Taką chyba podstawową mnemotechniką jest metoda haków. Służy ona głównie do zapamiętywania rzeczy w określonej kolejności, czyli np. wydarzeń historycznych, etapów w jakichś procesach (np. podział komórki :-P te wszystkie mitozy itd.). Przyznam, że skorzystałam kiedyś z tej metody, jak nie mogłam zapamiętać nazw organizacji (strasznie mi się mieszała kolejność poszczególnych słów, wiec wykorzystałam haki i dzięki temu zapamiętałam:)).
Metoda haków polega na tym, że każdej kolejnej cyfrze przyporządkowany jest określony obrazek, czyli tzw. hak:

0= JAJKO

1- ŚWIECA

2- ŁABĘDŹ

3-JABŁKO

4- KRZESŁO

5- DŹWIG (ten hak z dźwigu:-P)

6-BARAN

7- PRYSZNIC- czasami hakiem dla siódemki może też być KOSA :-)

8- BAŁWAN

9- BALON

10- RYCERZ

Można się ich bardzo szybko nauczyć, a potem zacząć wykorzystywać w praktyce, czyli po prostu na kolejnych hakach "zawieszać" określone informacje. Ważne jest to, żeby jak najbardziej poruszyć swoją wyobraźnię, wymyślać śmieszne, absurdalne skojarzenia słów z hakami i układać je w takie historyjki, które bez problemu będziemy w stanie później odtworzyć i przypomnieć sobie poszczególne informacje.

Powiedzmy, że mamy do zapamiętania następujące słowa:
1. słoń
2. kalosz
3. dom
4. zeszyt
5. lampa
6. las
7. ul
8. brat
9. chmura
10. wazon

Żeby zapamiętać je w określonej kolejności możemy stworzyć sobie historyjkę.

SŁOŃ ze świecą w trąbie spotkał łabędzia w KALOSZU, który mieszkał w DOMU z jabłka. Na środku tego domu stało krzesło z ZESZYTEM, który z dźwigu oświetlała LAMPA, będąca prezentem od barana z LASU, w którym na prysznicu znajdował się UL. Bałwan, który był BRATEM łabędzia wziął balon i poszybował do CHMURY, po czym spadł do WAZONU rycerza.

Absurdalna historyjka, ale o to własnie w tym wszystkim chodzi. Wydaje mi się, że jak mamy do zapamiętania jakieś nudne, suche fakty, to w ten sposób przynajmniej możemy sobie to urozmaicić i być może nawet czerpać satysfakcję z nauki czegoś :-P
Równie dobrze możemy do takiej historyjki "włożyć" siebie i poczuć się częścią całego obrazu. Wtedy będziemy w stanie jeszcze lepiej zapamiętać. Jest to w sumie połączenie metody haków i łańcuszka. Alternatywą jest ułożenie do każdego słowa osobnej historyjki, w której pojawi się "hak" (bo on jest integralną częścią pary skojarzeń).

Jeśli chodzi np. o naukę słów obcych, to możemy poszukać słów zastępczych, które fonetycznie są zbliżone do danego wyrazu. Taki przykład z dzisiejszych zajęć (wybaczcie, ale już chyba przepracowałam dzisiaj swój mózg:-P). Włoskie słowo: ponte. Najbliższy polski odpowiednik, jaki się nasuwa to ponton. I teraz wyobraźmy sobie siebie na dużym pontonie, jak wiosłujemy, żeby się przemieścić, a tymczasem znajdujemy się na moście... i nagle wpadamy na gwóźdź, który przedziurawia ponton :) Powiem szczerze, że będzie to chyba jedna z metod, którą wykorzystam do nauki tych słówek hiszpańskich, które szczególnie nie chcą mi wchodzić do głowy.

Dzisiejsze szkolenie dało mi jeszcze jedną rzecz. Od dawna już "chodziło" za mną zrobienie 'mapy myśli' ze swomi celami na najbliższe lata. No i dzisiaj w końcu to zrobiłam, bo trener kazał :P Chyba zacznę wykorzystywać mapy myśli, do rozpisywania poszczególnych rzeczy i pomysłów, bo to sprawia niesamowitą frajdę. No i przede wszystkim także pobudza obie półkule, a nie tylko lewą i zwiększa efektywność pracy mózgu.
Twórcą tej metody jest Tony Buzan.

Podstawowe zasady tworzenia mapy myśli:

1. w centralnej części mapy należy umieścić kolorowy obrazek, mający związek z tematem mapy (albo po prostu kolorowy napis)
2. od głównego obrazka/hasła powinny odchodzić grube linie z najważniejszymi hasłami
3. od grubych linii odchodzą kolejne cieńsze z mniej ważnymi hasłami
4. należy używać drukowanych liter
5. pisać w poziomie (tak, żeby można było łatwo wszystko odczytać)
6. na jednej linii max. 2 słowa
7. używać różnych linii, szlaczków, wężyków itd.
8. niech mapa będzie kolorowa (tzn. kolorami grupować poszczególne zagadnienia)
9. dodawać obrazki, które się kojarzą z danym słowem
10. najważniejsze słowa powinny być najsilniej oznaczone
11. mapy myśli powinny przyjmować promienistą budowę

To chyba tyle :)

W sumie już zdarzało mi się zamiast zwykłych linearnych notatek robić coś na kształt mapy myśli. Zaletą takiego typu notowania jest to, że mamy wszystko w zasięgu wzroku na jednej kartce. Poza tym w każdej chwili możemy taką mapę uzupełnić nowym hasłem bez naruszania jej "konstrukcji" (w przypadku linearnych notatek czasami ciężko "wcisnąć" gdzieś dodatkowe informacje, bo to tylko powoduje chaos). Myślę, że jest to dobry sposób notowania dla wzrokowców (czyli m.in. dla mnie), bo wtedy można skojarzyć hasło z danym kolorem i miejscem na mapie i przypomnieć sobie, o co chodziło :) To, co jest jeszcze ważne przy nauce z mapy myśli, to to, żeby była ona wykonana przez nas samych. Nie warto uczyć się z mapy zrobionej przez kogoś innego, bo wtedy nie wykorzystujemy całego potencjału i przede wszystkim pozbawiamy się tej przyjemności jaką jest zabawa skojarzeniami, kolorami i hasłami.
Mapy myśli możemy wykorzystywać do różnych rzeczy... do planowania dnia, tygodnia, miesiąca... do analizowania jakichś sytuacji (plusy i minusy)... do realizacji jakichś twórczych pomysłów. Takie luźne, kreatywne rozpisanie czegoś pozwala spojrzeć na daną rzecz z innej perspektywy.

Mam nadzieję, że chociaż w minimalnym (w sumie na pewno minimalnym, bo to temat rzeka) przybliżyłam Wam takie podstawowe metody szybszego i efektywnego zapamiętywania.

Powodzenia:)

niedziela, 20 lipca 2008

Jesteś konformistą? :-)

Psycholog Solomon Ash przeprowadził eksperyment polegający na oszacowaniu przez badanych długości narysowanych na tablicy odcinków. Pomiędzy poszczególnymi odcinkami istniały wyraźne różnice, a badanych pytano, czy ich długość jest taka sama, czy też różna. W grupie osób biorących udział w eksperymencie znajdowali się pomocnicy eksperymentatora, którym pytanie o długość odcinków zadawano w pierwszej kolejności, a oni odpowiadali, że odcinki są równej długości. Jaki był rezultat badania? Większość uczestników odpowiadała dokładnie tak samo, jak poprzednicy, pomimo tego, że zmysły podpowiadały im co innego.

Człowiek ma skłonność do dostosowywania się do zachowań innych osób, których nie musi dobrze znać, a także których już nigdy w życiu może nie zobaczyć.
Na pewno niejeden raz zdarzyło Wam się przytaknąć grupie w jakiejś kwestii, pomimo tego, że gdzieś w głębi coś krzyczało: "nie zgadzam się z tym". Każdemu zależy na akceptacji i poczuciu uczestnictwa w grupie, bo to zdecydowanie wpływa na naszą samoocenę.

Istnieją 3 powody dostosowywania własnego zachowania do zachowania innych:

1. Lęk przed odrzuceniem.
Ludzie często czują lęk, że nie zostaną zaakceptowani, jeżeli zaczną się jakoś specjalnie wyróżniać i wychodzić przed szereg. Boją się ośmieszenia i odrzucenia przez grupę.

2. Pragnienie posiadania racji.
Istnieją sytuacje, w których człowiek nie do końca wie, w jaki sposób powinien się zachować. Wówczas postępowanie innych ludzi często informuje o tym, co należy zrobić. W takim wypadku naśladowanie innych pomaga nam rozwiązać nasze problemy.
Np. jeśli jedziemy po raz pierwszy do jakiegoś centrum handlowego i nie bardzo wiemy, jak dojść do niego z przystanku autobusowego, to zwracamy uwagę, którędy idą inni i idziemy za nimi :-)
Hmm, może wyda Wam się to dziwne... ale ja np. stojąc na światłach nigdy nie przechodzę na czerwonym świetle w momencie, kiedy widzę, że inni ludzie tak robią... ot tak z przekory :) nawet jeśli akurat na ulicy są totalne pustki...w sumie śmieszy mnie to, jak widzę, że przechodzi jedna osoba, za nią kolejna itd., a ja dalej sobie stoję i czekam na zielone :D (poza tym na czerwonym świetle NIE WOLNO przechodzić:P)

3. Obawa kary.

Strach przed karą za zachowania odmienne od obowiązujących.

Osoby, które mają wysokie poczucie własnej wartości i świadomość swojej pozycji w grupie są mniej skłonne do dostosowywania się do ogólnie przyjętych poglądów. Bez problemu potrafią wyrazić własne zdanie nawet jeśli jest ono sprzeczne z opinią pozostałych osób, bo nie obawiają się braku akceptacji. Myślę, że to bardzo ważne, żeby pozbyć się takiej otoczki, że dobre jest tylko to, co akceptuje większość. Jeśli poszczególne jednostki tej "większości" boją się wyrazić własne zdanie, to wg mnie poglądy takiej "większości" nie mają żadnej wartości (troszkę, to zakręciłam chyba:-)). Wydaje mi się, że trzeba zawsze znaleźć złoty środek, tak żeby nie rezygnować całkowicie z wyrażania własnego zdania i nie stać się zwykłą nakręcaną maszynką, która automatycznie zgadza się na wszystko, co oferują jej inni :-)

sobota, 12 lipca 2008

Wyjdź z kawiarni :-)

Jeśli mielibyście możliwość cofnięcia się w czasie, to do jakiego okresu swojego życia chcielibyście wrócić?
Ja do czasów przedszkola :-) A to tylko, dlatego, że wtedy wszystko było proste. Jedynym zmartwieniem było to, że trzeba było wypić na śniadanie mleko z tymi ohydnymi grudkami na dnie albo po południu zmusić się do obowiązkowego leżakowania (podejrzewam, że teraz niektórzy wręcz marzą o takim zmuszaniu). Ech, pomarzyć dobra rzecz...
Niestety prawda jest taka, że czy tego chcemy, czy nie-życie nie jest wiecznym leżakowaniem.

Jakieś 2 lata temu czytałam książkę Janusza L.Wiśniewskiego (autor "Samotności w sieci")i Małgorzaty Domagalik- "188 dni i nocy". Od tamtej pory, co jakiś czas do niej wracam, czytając poszczególne fragmenty. I właśnie niedawno natknęłam się na coś, co dało mi takiego przysłowiowego "kopa".


10 REGUŁ BILLA GATESA:

1. Życie nie jest sprawiedliwe. Przyzwyczaj się do tego.

2. Świata nie interesuje to, co sam myślisz o sobie. Jednakże świat spodziewa się, że osiągniesz coś, ZANIM poczujesz się, że jesteś wielki.

3. Nie będziesz zarabiał 40 tysięcy dolarów zaraz po maturze i nie zostaniesz wiceprezydentem z samochodem służbowym wyposażonym w telefon. Najpierw musisz na to zapracować.

4. Jeśli wydaje Ci się, że nauczyciele Ci dokuczają, to poczekaj do chwili, gdy będziesz miał swojego pierwszego szefa.

5. Podawanie hamburgerów w McDonaldzie nie powinno być poniżej Twojej godności. Twoi dziadkowie używali innego słowa na "podawanie hamburgerów w McDonaldzie". Oni nazywali to możliwością.

6. Jeśli Tobie się nie wiedzie, to nie jest to wina Twoich rodziców. Nie rozpamiętuj swoich błędów. Ucz się na nich.

7. Zanim się urodziłeś, Twoi rodzice nie byli tak nudni, jak są teraz. Po Twoim urodzeniu płacili Twoje rachunki, prali Twoje ubrania i słuchali Twoich przemówień, jaki jesteś cool. Zanim zaczniesz chronić dżunglę przed pasożytami pokolenia Twoich rodziców, postaraj się najpierw zdezynfekować szuflady w swoim własnym pokoju.

8. Twoja szkoła robi wszystko, aby nie było w niej lepszych i gorszych. W niektórych szkołach zniesiono nawet w tym celu ocenianie uczniów. W jeszcze innych egzaminy trwają tak długo, aż z sali egzaminacyjnej zdecyduje się wyjść ostatni uczeń. To nie ma nic wspólnego z prawdziwym życiem.

9. Życie nie jest podzielone na semestry. Nie ma w nim ustalonych letnich wakacji. Nikt tez nikomu nie pomaga "odnaleźć siebie". Oczekuje się, że każdy sam odnajdzie siebie. Bez niczyjej pomocy.

10. Telewizja nie ma NIC wspólnego z prawdziwym życiem. W prawdziwym życiu trzeba w końcu wyjść z kawiarni i znaleźć pracę.


Tak a'propos bezstresowego wychowania i późniejszego szoku w zderzeniu z prawdziwym życiem. Ważne, żeby wcześniej sobie uświadomić, że nic nigdy nie przychodzi łatwo, ale grunt to nie poddawać się i robić swoje, bo "poddający się nigdy nie wygrywał, a wygrywający nigdy się nie poddawał" :-)

wtorek, 8 lipca 2008

Aby język giętki...


We współczesnym świecie bez znajomości jakiegokolwiek języka obcego można właściwie zginąć. Dlatego też warto inwestować w naukę języków nie tylko ze względu na to, że ich znajomość, to jeden z podstawowych wymogów pracodawcy, ale przede wszystkim dlatego, że umiejętność posługiwania się językiem obcym poszerza nasze horyzonty. Wiadomo, że takim podstawowym językiem, który zna praktycznie każdy jest język angielski... tak uniwersalny, jak w średniowieczu łacina. Osobiście nie wyobrażam sobie, że mogłabym go nie znać, bo dzięki niemu miałam możliwość poznania wielu ciekawych ludzi. A nic bardziej nie pomaga w nauce języka niż bezpośrednia rozmowa z obcokrajowcem, bo wtedy wręcz musimy się przełamać i wykorzystać w praktyce, to czego się nauczyliśmy.

Już nawet nie pamiętam, kiedy mi to zaświtało w głowie, ale od dłuższego czasu bardzo chciałam nauczyć się hiszpańskiego. Pewnie dlatego, że uwielbiam latynoskie rytmy i przede wszystkim podoba mi się brzmienie tego języka. W każdym razie teraz właśnie jestem na etapie realizowania swojego małego można powiedzieć, że marzenia.

Zanim się za to wzięłam, zastanawiałam się, w jaki sposób mogę się samodzielnie uczyć. Wiadomo, że jak sie ma bat nad głową (w postaci nauczyciela :-P), to jakoś łatwiej wszystko przychodzi, ale stwierdziłam, że skoro nauka hiszpańskiego jest czymś, czego CHCĘ, to dam radę. Może nie nauczę się go perfekcyjnie i nie zajmie mi to parę tygodni, ale będę miała tę satysfakcję, że byłam w stanie sama się zmobilizować do nauki podstaw, a w przyszłości będę mogła wszystko doszlifować (przyznam, że m.in. hiszpański skusił mnie do startowania na AE :-P).

OK, może przejdę do konkretów :) Czyli, jak się uczyć samodzielnie obcego języka?
Od razu mówię, że za eksperta w tej kwestii się nie uważam (daleko mi jeszcze do bycia ekspertem w jakiejkolwiek dziedzinie). Mogę, co najwyżej napisać, jak ja staram się uczyć :)

Po pierwsze:
-książka+płyta CD
Właściwie, to mam dwa różne kursy...Jeden zawiera książkę z ćwiczeniami gramatycznymi i słówkami oraz płytę CD, na której nagrane są wszystkie dialogi zawarte w książce. Logiczne jest to, że języka obcego nie możemy się uczyć nie słuchając go w ogóle :)
Z kolei drugi kurs wykorzystuje technikę SuperMemo (co to?).

Po drugie:
-nauka słówek
Słówek uczę się w różny sposób.
Za pomocą tradycyjnych notatek: dwa słupki... z lewej strony słówko hiszpańskie, z prawej tłumaczenie. Poza tym dobrym rozwiązaniem są tzw. fiszki. Na małej karteczce z jednej strony piszę słówko po hiszpańsku, a z tyłu jego polską wersję. I tak na zmianę czytam poszczególne słówka i je zapamiętuję. Muszę przyznać, że ta metoda jest całkiem niezła. Takie fiszki można nosić ze sobą i w wolnej chwili powtarzać. Dzisiaj na przystanku szybciej mi czas zleciał dzięki temu :-)

Po trzecie:
-teksty piosenek
Kiedy słucham jakiejś piosenki po hiszpańsku, to staram się wyłapywać jakieś pojedyncze słowa i je tłumaczyć, albo po prostu szukam tekstu w Internecie i tłumaczę sobie całość (a przynajmniej się staram).

Po czwarte:
-cytaty
Tak, tak... mam manię na punkcie wyszukiwania różnych cytatów i czasami zdarzy mi się nawet znaleźć takie w języku hiszpańskim :) Myślę, że taki sposób nauki nie jest nudny i łatwiej się wtedy zapamiętuje poszczególne słowa.

Jakiś czas temu natknęłam się na artykuł dotyczący szybkiego uczenia się i zapamiętywania. Można to odnieść do nauki słówek. Autor tamtego artykułu przedstawił następujący harmonogram powtórek:

1.powtórka: po 20-30min. po skończeniu nauki
2.powtórka: po 3h od ostatniej powtórki
3.powtórka: po 24h
4.powtórka: po 3 dniach
5.powtórka: po tygodniu
6.powtórka: po miesiącu
7.powtórka: po 6 miesiącach (i wtedy powinniśmy mieć wszystko opanowane perfect :D)

Muszę przyznać, że potrzeba bardzo dużo samozaparcia do takiej nauki, ale mam świadomość tego, że w ten sposób inwestuję w siebie. Poza tym niesamowitą radochę sprawia mi to, że kiedy słyszę jakąś piosenkę po hiszpańsku, to jestem w stanie z kontekstu domyślić się, o co chodzi dzięki temu, że znam ileś tam słów, które akurat się w niej pojawiają :)
Wydaje mi się, że w nauce języków obcych bardzo ważne jest wyrobienie w sobie nawyku systematyczności. M.in z tego powodu narzuciłam sobie naukę 10 słówek dziennie. To przecież niewiele, a dzięki temu nie rozleniwię się i będę tak codziennie dawkować sobie porcję hiszpańskiego, aż wejdzie mi to w krew :)

Tutaj znajdziecie więcej sposobów na naukę języków obcych.
A jeżeli macie jakieś swoje tajne metody, to zapraszam do podzielenia się nimi w komentarzach.

sobota, 5 lipca 2008

Padłeś? Powstań! czyli jak się naładować :D

Znany mówca motywacyjny Zig Ziglar powiedział: "jesteś jedyną osobą na świecie, która może wykorzystać Twój potencjał". To jest chyba coś, co mnie najbardziej motywuje do tego, żeby się rozwijać, bo przecież ja sama decyduję o tym, co i jak chcę osiągnąć.

Moim zdaniem bardzo ważna jest zdolność automotywacji, kiedy to, że chcemy zrealizować jakiś cel wynika z potrzeby samorealizacji (znajdującej się na szczycie piramidy Maslowa), a nie z tego, że ktoś nam coś narzuca. Ja rzeczywiście miałam ostatnio mały zastój, ale w główce cały czas siedziały mi te cele, które sobie wyznaczyłam i jakoś tak głośno zaczęły się dobijać, żebym wreszcie się obudziła i zaczęła je realizować :)

Czasami najtrudniej jest zacząć, ale jak już się zrobi pierwszy krok, to potem jest już o wiele łatwiej. Najlepiej najpierw zrobić coś małego, a jak już to zrobimy, to będziemy mieli większą chęć do dalszego działania. Taka metoda małych kroczków :)
Można też zastosować metodę sera szwajcarskiego. Zabawnie to brzmi, wiem. Ser bez dziur, to takie duże zadanie, które mamy do wykonania. Możemy je rozbić na mniejsze zadania, które zajmą nam powiedzmy kilka czy kilkanaście minut dziennie, a przybliżą nas do realizacji dużego celu. Na samym końcu okaże się, że duży kawałek sera jest cały podziurawiony, a te dziury, to małe zadania, które wykonaliśmy po drodze :)

Przede wszystkim trzeba wyrzucić ze swojego słownika stwierdzenie: "nie chce mi sie", bo to już na wstępie oznacza porażkę. Poza tym, dlaczego miałoby mi sie nie chcieć dążyć do tego, żeby moje życie było jak najlepsze? Bardzo motywująca w tym przypadku jest myśl, co możemy stracić nie podejmując działania. Przecież każdy z nas lubi zyskiwać, a nie tracić. Świadomość tego, co możemy osiągnąć wpływa niezwykle pozytywnie na nasze samopoczucie, a tym samym staje się niejako motorem napędzającym do dalszego działania.

Można sobie też zadać pytanie, dlaczego właściwie chcę osiągnąć dany cel? Jeżeli wiemy, co nam da jego realizacja, to będziemy bardziej zdeterminowani do tego, żeby robić wszystko, aby go osiągnąć. Wtedy nawet jeśli trafimy na osoby, rzeczy czy sytuacje, które będą próbowały nas odciągnąć od tego, co dla nas istotne, to będziemy w stanie stawić im czoło.

To, co mi jeszcze pomaga, to wizualizacja. Zdjęcia przedstawiające to, co chcę osiągnąć... zrobiłam sobie taką tapetę na pulpit przedstawiającą takie małe cele, które chciałabym zrealizować w te wakacje. Dzięki temu za każdym razem, jak na to patrzę, to przypominam sobie, co chcę zrobić. I to naprawdę działa motywująco :)
A to, co sprawia mi zawsze niesamowitą radochę, to moment, kiedy mogę odhaczyć sobie każdy malutki kroczek... taka satysfakcja, że zrobiło się coś, co się zaplanowało-bezcenne :D

Podobno bardzo motywuje również złożenie publicznej obietnicy, że coś się zrealizuje:) No więc, jako że chcę naładować swoje akumulatory, to przedstawię tutaj swoje plany:

-->2 wpisy tygodniowo na blogu (czy mi się będzie chciało, czy nie :-P)
-->codziennie 30min. ćwiczeń
-->bieganie 3 razy/tydzień
-->hiszpański!!!- 2 razy/tydzień (pełne lekcje)+codziennie 10 słówek
-->praktyki (to z największym bólem... i właściwie z obowiązku:])

Mam nadzieję, że mój zapał do realizacji tego wszystkiego szybko nie minie :)