sobota, 22 marca 2008

Na Święta dla Was- Dezyderata


Natknęłam się właśnie na tekst, który oddaje sens wszelkich życzeń. Jest to Dezyderata napisana przez Maxa Ehrmanna. Więcej o tym znajdziecie tutaj.
Dezyderata, czyli to, co pożądane, upragnione... a więc proszę bardzo:

"Przechodź spokojnie przez hałas i pośpiech, i pamiętaj, jaki spokój można znaleźć w ciszy.

O ile to możliwe, bez wyrzekania się siebie bądź na dobrej stopie ze wszystkimi.
Wypowiadaj swoją prawdę jasno i spokojnie, wysłuchaj innych, nawet tępych i nieświadomych, oni też mają swoja opowieść.
Unikaj głośnych i napastliwych - są udręką ducha.
Porównując się z innymi możesz stać się próżny i zgorzkniały, bowiem zawsze znajdziesz lepszych i gorszych od siebie.

Niech Twoje osiągnięcia zarówno jak plany będą dla Ciebie źródłem radości.
Wykonaj swą pracę z sercem - jakakolwiek byłaby skromna, ją jedynie posiadasz w zmiennych kolejach losu.
Bądź ostrożny w interesach, na świecie bowiem pełno oszustwa.
Niech Ci to jednak nie zasłoni prawdziwej cnoty; wielu ludzi dąży do wzniosłych ideałów i wszędzie życie pełne jest heroizmu.

Bądź sobą, zwłaszcza nie udawaj uczucia.
Ani też nie podchodź cynicznie do miłości, albowiem wobec oschłości i rozczarowań ona jest wieczna jak trawa.
Przyjmij spokojnie co Ci lata doradzają z wdziękiem wyrzekając się spraw młodości.

Rozwijaj siłę ducha, aby mogła Cię osłonić w nagłym nieszczęściu.
Lecz nie dręcz się tworami wyobraźni. Wiele obaw rodzi się ze znużenia i samotności.
Obok zdrowej dyscypliny bądź dla siebie łagodny.
Jesteś dzieckiem wszechświata nie mniej niż drzewa i gwiazdy, masz prawo być tutaj.
I czy to jest dla Ciebie jasne, czy nie - wszechświat bez wątpienia jest na dobrej drodze.

Tak więc żyj w zgodzie z Bogiem, czymkolwiek On Ci się wydaje,
czymkolwiek się trudzisz i jakiekolwiek są Twoje pragnienia, w zgiełkliwym pomieszaniu życia zachowaj spokój ze swą duszą.
Przy całej swej złudności, znoju i rozwianych marzeniach jest to piękny świat.
Bądź pogodny.
Dąż do szczęścia."


Wydaje mi się, że nic więcej nie trzeba dodawać :)
Z pozdrowieniami świątecznymi,
Ewa

piątek, 21 marca 2008

Być jak trzmiel :)


Ile razy w życiu zdarzyło Wam się nie podjąć jakiegoś wyzwania, tylko dlatego, że uważaliście, że nie podołacie temu, że się do tego nie nadajecie i na pewno poniesiecie porażkę, więc nie warto w ogóle zaczynać. No właśnie... pewnie każdy chociaż raz w życiu miał taki przypadek. A nawet jeśli nie miał, to będzie miał (chociaż mam nadzieję, że po przeczytaniu tego posta już nic nie będzie dla Was niemożliwe :) ).

Jest sobie taki owad. Trzmiel się nazywa :) Na pewno go kojarzycie: taki grubasek z małymi skrzydełkami :) Okazuje się, że przeczy on wszelkim prawom fizyki. Jego ciężar ciała jest zbyt duży w porównaniu z małymi skrzydełkami, a co za tym idzie NIEMOŻLIWE jest to, żeby mógł latać. Ha, czyżby?! Przecież on lata. A dlaczego lata? Bo nie wie, że nie powinien latać, nie wie, że to niemożliwe. Dla niego nie ma rzeczy niemożliwych. Więc skoro taki mały owad może osiągać to, co jest powszechnie uznawane za niemożliwe, to dlaczego my tego nie możemy?

Wydaje mi się, że tylko dlatego nie osiągamy tego, czego chcemy, bo się boimy. Nie potrafimy bezwiednie dać się ponieść naszym pragnieniom, bo w naszej naturze leży racjonalizacja wszystkiego. Zaraz zaczynamy wszystko kalkulować, zastanawiać się, czy na pewno damy radę, czy to nie będzie nas zbyt wiele kosztowało itd. itd. I zazwyczaj dochodzimny do wniosku, że lepiej dać sobie z tym spokój.
A może powinniśmy się zachowywać jak trzmiel? Lata sobie spokojnie i nawet nie wie o tym, że nie powinien. Może czas przestać się zastanawiać nad własnymi słabościami, a najlepiej całkiem o nich zapomnieć i dążyć do zaspokojenia swoich potrzeb. Takim jedynym czynnikiem, który hamuje nasze działanie jest strach.

Ale czy na pewno chcemy, żeby taki marny "ktoś" determinował nasze życie? Chyba nie, prawda? A raczej na pewno nie :)


edit 21:40
:) jakiś czas temu zamówiłam sobie subskrypcję z cytatami ze strony www.osiagacz.info ... właśnie teraz odebrałam maila i dostałam cytat, który może być idealną puentą do dzisiejszego posta:

"Osiągnęlibyśmy znacznie więcej, gdybyśmy nie uważali niektórych rzeczy za niemożliwe." Vince Lombardi

wtorek, 18 marca 2008

Kurs na gwiazdy


Przedstawię dzisiaj pewną przypowieść, którą znalazłam w książce "Alchemia >Alchemika<". Są to rozmowy Wojciecha Szczawińskiego z psychoterapeutą Wojciechem Eichelbergerem.
Podczas jednej z rozmów dotyczących odwagi pan Eichelberger przytoczył taką oto przypowieść:

Pewnego razu ojciec, syn i osioł podróżowali przez góry. Gdy przybyli do jakiejś wioski, ojciec dosłyszał komentarz przechodniów:
"Popatrzcie, jaki głupi człowiek! Wiezie dzieciaka na ośle, a sam ledwie się trzyma na nogach".
Mężczyzna speszył się, spędził syna z grzbietu zwierzęcia i sam zajął jego miejsce.

Po paru godzinach podróżnicy dotarli do kolejnej wioski. Do uszu ojca dobiegły słowa: " Zobaczcie jaki okrutny człowiek! Siedzi sobie wygodnie na ośle, a synowi każe iść piechotą".
Podróżnik zawstydził się i usadowił obok siebie dziecko.

Gdy przybyli do następnej wioski, usłyszał:
"Spójrzcie, jacy źli ludzie! Obaj usiedli na ośle, a biedne stworzenie aż ugina się pod ich ciężarem!".
Słysząc to, ojciec i syn zsiedli z osła i poprowadzili go za sobą.

W kolejnej wsi usłyszeli krzyki i śmiechy:
"Ale szaleńcy! Mają osła, a podróżują piechotą!"


Eichelberger skwitował to przywołując słowa jakiegoś amerykańskiego admirała:

"Ludzie w życiu powinni brać kurs na gwiazdy, a nie na światła przepływających obok statków"

Jak często sami kierujemy się opinią innych ludzi? Boimy się coś zrobić, żeby się nie ośmieszyć. Bo, co ludzie powiedzą?! Jak tak sobie myślę o tym czasem, to wydaje mi się to totalną głupotą :) Wiadomo, że żyjemy w społeczeństwie, obowiązują nas jakieś normy i w niektórych sytuacjach wręcz wskazane jest zachowanie zgodne z jakimiś kanonami.
Jednak jeśli chodzi o moje życie, to staram się kierować swoim własnym zdaniem, własnym pragnieniem. Chcę robić coś, co jest zgodne ze mną, a nie z tym, czego oczekują ode mnie inni. Przyznam szczerze, że kiedyś bardzo przejmowałam się tym, co o mnie myślą ludzie.Teraz już mniejszą wagę do tego przywiązuję. Liczy się dla mnie opinia bliskich mi osób. Nie potrafię puścić mimo uszu ich uwag czy też rad, bo wiem, że mnie znają i zależy im na moim szczęściu. Nawet jeżeli niekoniecznie do nich się dostosuję, to bardzo sobie je cenię (naprawdę:) ).
Natomiast przed osobami, które nie mają pojęcia o tym, jaka jestem, nie mam zamiaru udawać na siłę kogoś lepszego. A tymbardziej przejmować się tym, co o mnie myślą. Ktoś, kto mnie nie zna, ma przecież zafałszowany obraz mojej osoby, a nikogo nie mogę zmusić do tego, żeby zmienił zdanie na mój temat :) Jedyne, co mogę zrobić, to nie przejmować się tym i dzięki temu mieć zdrowszą psychikę :)
Poza tym myślę, że często zdarza się tak, że ludzie robią coś wbrew sobie pod tzw. publiczkę. Chcą się komuś przypodobać, zdobyć czyjeś uznanie... tylko po co? Jeżeli ktoś nie jest sobą, to prędzej czy później zmęczy się graniem i dostosowywaniem do środowiska.
Jeżeli człowiek zna swoją wartość i wie, do czego dąży, to będzie konsekwentny w swoim działaniu. Nawet w takim wypadku, kiedy na jego drodze pojawią się ludzie, którzy będą wiedzieli "lepiej", co jest dla niego dobre. Osobiście irytują mnie hasła typu: "a po co Ci to?", "daj sobie z tym spokój", "szkoda Twojego czasu".
Jeżeli postawiłam sobie jakiś cel, to po pierwsze: wiem, dlaczego... po drugie: nie dam sobie z tym spokoju i po trzecie: każda rzecz, która przybliża mnie do jego osiągnięcia nie jest dla mnie stratą czasu :) Czas i tak płynie, a ja wolę żeby płynął wartkim strumieniem, a nie przelewał mi się anemicznie przez palce.
Jaki z tego morał?
Jeżeli macie jakieś cele, które pragniecie osiągnąć, to nie pozwólcie innym ludziom odebrać sobie szansy ich realizacji.
Patrzcie przed siebie, koncentrujcie się na tym, co chcecie zrobić, a nie na "dobrych' radach "życzliwych" ludzi :)

czwartek, 13 marca 2008

Kręć nóżkami, naciskaj na pedały i jedź do przodu :D

Każdy student doskonale wie, co to znaczy sterta kserówek zbierana niemal codziennie, żeby móc przygotować się na zajęcia. Ot, taka sobie nasza rzeczywistość :) Nieważne, że potem niemalże topimy się w tym wszystkim, a czasami nawet nie korzystamy z tego.
Ale do czego zmierzam? Bo na pewno nie mam zamiaru robić tutaj analizy tego, czy ksera są nam potrzebne, czy też nie :)
Zmierzam do tego, że całkiem niedawno pozytywnie się zaskoczyłam. Po raz pierwszy chyba miałam coś takiego, że czytając tekst na zajęcia zwróciłam uwagę na coś, co można odnieść do naszego życia... Co prawda jestem na takiej specjalności, że prędzej czy później większość z tych rzeczy w życiu będzie można wykorzystać.
W każdym razie natknęłam się na słowa, które idealnie można odnieść do naszego ciągłego rozwoju:

"aby (wspólnotowy) 'rower' nie przewrócił się, trzeba nieustannie naciskać na pedały i poruszać się do przodu, gdyż w innym przypadku grozi niebezpieczny upadek"

Myślę, że dokładnie tak samo jest z naszym dążeniem do celu i zrealizowania swojej misji życiowej. Jeżeli naprawdę bardzo nam na czymś zależy, to bezustannie działamy tak, żeby nie zmieniać raz obranego kierunku. Oczywiście zdarzają się chwile słabości. Sama je mam... myślę sobie: "po co mi to wszystko?", 'nie chce mi się" itd.

Na szczęście ostatnimi czasy właściwie w ogóle w ten sposób nie myślę. Staram się naciskać na te pedały jak najmocniej.
W końcu upadek z roweru może bardzo boleć, prawda? A ja nie lubię, jak mnie coś boli :)
Wiadomo, że nic nie przychodzi od razu i wszystkiego trzeba się uczyć. Wyrobić w sobie jakieś nawyki. Przecież każdy z nas uczył się kiedyś jazdy na rowerze. Ja do tej pory pamiętam, jak się cieszyłam, kiedy w końcu tata odkręcił mi te małe kółeczka i mogłam śmigać na dwóch, jak prawdziwy rowerzysta :D A jazdy na rowerze nigdy się nie zapomina.

Dokładnie tak samo jest z naszym życiem. Na początku może być trudno z wyrobieniem odpowiednich nawyków. W pierwszym stadium "jeździmy" jeszcze na tych czterech kółeczkach z asekuracją, ale z czasem doskonalimy się, idzie nam coraz lepiej, odnosimy sukcesy, aż w końcu śmigamy na dwóch kółkach ciesząc się, że osiągnęliśmy to, do czego zmierzaliśmy. A wszystko dzięki temu, że nieustannie naciskaliśmy na pedały i poruszaliśmy się do przodu :)

(specjalne pozdrowienia dla "społeczniaków" :D ten cytat to z Anioła na europejską politykę społeczną :) )

środa, 12 marca 2008

"Into the wild"


Jakiś czas temu obejrzałam film, który zrobił na mnie niesamowite wrażenie.
Przyznam szczerze, że dawno nie widziałam amerykańskiego filmu, który zmusiłby mnie do jakiejkolwiek refleksji.

Tymczasem "Into the wild" Sean'a Penn'a sprawił, że zaczęłam się zastanawiać nad tym, do czego tak naprawdę dążymy, co może dać nam szczęście i spełnienie?

Przez ponad dwie godziny mogłam napawać się nie tylko świetną muzyką i głosem Eddie'go Vedder'a z grupy Pearl Jam, ale także niesamowitymi widokami i przede wszystkim dialogami, które zmuszają do myślenia. Trzeba zaznaczyć, że film opowiada prawdziwą historię, co stanowi jego dodatkowy walor :)

Jest to opis przygody młodego chłopaka- Christopher'a McCandless'a, który po ukończeniu studiów postanawia rzucić dotychczasowe bogate życie i wyruszyć w podróż na Alaskę do totalnej dziczy. Właściwie całkowicie odcina się od swojej przeszłości... zmienia nawet swoje imię i nazwisko na: Aleksander Superpodróżnik :)
Po drodze spotyka przeróżnych ludzi, z którymi nawiązuje przyjaźnie aż w końcu dociera do miejsca swojego przeznaczenia. To jest koniec jego podróży przez życie.

"Into the wild" bawi, wzrusza i uczy...
Jak oglądałam ten film, to zastanawiałam się, jak wielu spośród nas byłoby w stanie poświęcić wszystko, po to, żeby sprzeciwić się otoczeniu, jakimś utartym wzorcom i wbrew wszystkiemu podążać swoją własną drogą... drogą prowadzącą do "dziczy". Do czegoś, czego nie znamy i co z pewnością niesie w sobie dość spore ryzyko.

Nieliczne jednostki, prawda?

Naprawdę szczerze polecam ten film tym, którzy w kinie szukają czegoś innego poza rozrywką :)

Dla zachęty:

"Society"



"zajawka" filmu :)



"Radość jest wtedy prawdziwa, kiedy dzielona" ... jak obejrzycie film, to będziecie wiedzieli, o co chodzi :)

poniedziałek, 10 marca 2008

Bystrzaki stawiają sobie SMARTne cele :)

Zastanawialiście się kiedyś, dlaczego nie udaje Wam się osiągnąć tego, co sobie zamierzyliście? Ja bardzo często o tym myślałam :)

Tymczasem okazuje się, że wystarczy w odpowiedni sposób sformułować swój cel i wszystko powinno się ładnie poukładać. Od razu mówię, że jeszcze nie sprawdzałam tego w praktyce, więc nie wiem, czy ta metoda rzeczywiście działa. Podobno tak :)

Oczywiście o tym, że każdy cel trzeba zapisać przypominać nie muszę. Jak będziemy sobie tylko w główce myśleć o tym, co chcemy zrobić, to daleko nie zajdziemy. Tymczasem, kiedy zapiszemy cel, to nawet jeśli w wyniku jakichś okoliczności odbiegniemy od drogi jego realizacji, to przez przypadek możemy się natknąć na kartkę (czy cokolwiek innego), na której zapisany jest nasz cel i to pomoże nam powrócić na właściwą ścieżkę. Będziemy wiedzieli, że dążymy do konkretnej rzeczy.

Ale jak poprawnie zapisać swój cel?
Otóż dobrze sformułowany cel powinien być zgodny z regułą SMART. Chyba nie muszę tłumaczyć, co w języku angielskim oznacza słowo "smart".
Jak "rozbierzemy " ten wyraz na czynniki pierwsze, to otrzymamy coś takiego:

S (specific)
M (measurable)
A (ambition)
R (realistic)
T (time bound)

Czyli tak:
-->po pierwsze: powinien być specyficzny dla mnie
-->po drugie: mierzalny (tutaj chodzi o to, po czym poznam, że cel został zrealizowany? jaki konkretny miernik da mi o tym znać?)
-->po trzecie: ambitny
-->po czwarte: realny
-->po piąte: określony w czasie

To może teraz taki przykład SMARTnego celu.
Jestem na IV roku studiów, czyli na etapie pisania pracy magisterskiej :)
W takim razie mój SMARTny cel może brzmieć:

do czerwca 2009 roku ukończę studia wyższe i otrzymam tytuł magistra

Każdy element jest w tym zawarty: cel jest specyficzny dla mnie, mierzalny (otrzymam dyplom ukończenia studiów i to będzie oznaczało, że cel zrealizowałam), ambitny, realny i przede wszystkim określony dokładnie w czasie.

Podobno ludzie, którzy stawiają cele wg reguły SMART zawsze je osiągają :) Zobaczymy :)
Życzę powodzenia w stawianiu i realizowaniu Waszych celów.

niedziela, 9 marca 2008

...nasze życie jest manifestacją naszych myśli...

Jeszcze jeden filmik na podstawie "Sekretu" :)
Miłego oglądania (koniecznie z włączonym dźwiękiem) i owocnego "przyciągania" :)

sobota, 8 marca 2008

Dlaczego ludzie nie dostają wymarzonej pracy?


Jestem teraz na etapie, kiedy zastanawiam się nad tym, co tak naprawdę chcę robić w swoim życiu. Jakąś wizję sobie już stworzyłam, ale nie mam pewności, że zdobędę tą wymarzoną i jedyną pracę. Hmm, pewności nie mam, bo rynek pracy jest obecnie tak dynamiczny, ulega ciągłym zmianom, że trudno przewidzieć, czy za parę lat będę miała szansę na zrealizowanie swojego celu zawodowego. Pomimo takich zewnętrznych okoliczności istnieje jednak szansa, że uda mi się to osiągnąć. Wczoraj pisałam, że ostatnio ciągle biegam na jakieś szkolenia :) I właśnie na jednym z nich uzyskałam odpowiedź na pytanie zawarte w tytule tego posta. Prowadząca przedstawiła nam 7 grzechów głównych, jakie często popełniamy poszukując pracy. Postaram się w skrócie je przybliżyć.

GRZECH 1: NIE ZNASZ SIEBIE
czyli najzwyczajniej w świecie nie wiesz, w czym jesteś dobry, a tym samym nie masz pojęcia w jakim kierunku chcesz się rozwijać.
Jeśli ma się z tym problem, to powinno się poszukać odpowiedzi na takie podstawowe pytania:

- co chcesz robić w życiu? (chodzi tutaj o naszą misję życiową- coś, co w czasie realizacji będzie nam przynosiło satysfakcję i spełnienie)

- o wartości (jakie wartości wyznajesz? co jest dla Ciebie ważne w pracy? jakimi zasadami się kierujesz w życiu? co cenisz w szczególności?)
Nie możemy przecież szukać pracy, która w ogóle nie będzie spójna z naszymi wartościami, poglądami, bo prędzej czy później wypalimy się wewnętrznie i nigdy nie będziemy spełnieni zawodowo. Dlatego przy wyborze pracy bardzo ważne jest kierowanie się własnymi wartościami. Nie bierzmy pierwszej lepszej pracy, tylko dlatego, że akurat nam się nawinęła i przeszliśmy proces rekrutacji.

-o zainteresowania (jakie są Twoje zainteresowania? co Cię pasjonuje? jakiego typu sytuacje i zadania Cie motywują?)

-jakie masz umiejętności i kompetencje?

Jak już sobie odpowiemy na te pytania i poznamy samych siebie, to powinniśmy poznać firmę, do której aplikujemy. Musimy mieć wizję siebie w danym miejscu pracy i wiedzieć, dlaczego dokonaliśmy wyboru firmy X a nie firmy Y.

GRZECH 2: NIE ZNASZ RYNKU PRACY, OCZEKIWAŃ PRACODAWCY I NIE JESTEŚ WOBEC NIEGO ELASTYCZNY
coraz bardziej popularne stają się elastyczne formy zatrudnienia (telepraca, praca tymczasowa, nienormowany czas pracy), jednak nie wszyscy są w stanie zdecydować się na coś takiego. Wolą mieć pewność zatrudnienia. Stałe miejsce pracy z zapewnionymi wszystkimi świadczeniami... boją się czegoś, czego nie znają. Poza tym bardzo często jesteśmy rezultatem myślenia innych o nas. Ktoś nam powie, że np. bylibyśmy świetnym psychologiem, my w to uwierzymy i będziemy dążyli do tego, żeby właśnie owym psychologiem zostać. Tylko rzeczywistość może się okazać zupełnie inna- niekoniecznie, to, że potrafimy pomóc komuś bliskiemu, że lubimy słuchać etc., musi sprawiać, że praca psychologa będzie nam sprawiała satysfakcję. W tym przypadku wydaje mi się, że pokrywa się to z "grzechem pierwszym". Jeśli nie znamy dobrze samych siebie, to ufamy zdaniu innych na nasz temat.
Wracając jeszcze, do tego że ludzie boją się czegoś niepewnego i nieznanego. W ten sposób nigdy nie znajdzie się wymarzonej pracy. Jeśli masz określony cel, to rób wszystko żeby się zrealizował. Nie zadowalaj się resztkami. Nie warto znajdować jakiejkolwiek pracy.
Ja np. nie widzę siebie pracującej w urzędzie od 7-15 każdego dnia. To by mnie wypaliło i sprawiło, że chyba juz po półrocznej pracy marzyłabym o emeryturze :)
Szukając pracy trzeba brać pod uwagę różne oferty, ale wybierać te najlepsze. Przede wszystkim trzeba jak najlepiej poznać swojego potencjalnego pracodawcę. Uzyskać jak najwięcej informacji na temat danej firmy:
-jak wygląda praca w tej firmie
-jak kształtują się relacje szef-pracownicy
-czy zachowana jest równowaga między życiem osobistym a zawodowym (przecież, to bardzo bardzo ważne)
-czy firma oferuje jakiś określony pakiet socjalny swoim pracownikom
-czy ma wyrobioną wiarygodną markę na rynku
i szereg innych rzeczy.

GRZECH 3: NIE ROZWIJASZ SIĘ, NIE ZDOBYWASZ DOŚWIADCZENIA

Rozwijamy się przez całe życie. Od małego dziecka nabieramy jakichś umiejętności, doskonalimy się.
Dla potencjalnego pracodawcy nie jest ważne to, jaką szkołę podstawową czy średnią skończyłeś, tylko to, co tam robiłeś i jaką ofertę te doświadczenia dla niego czynią.
Nie bójmy się chwalić naszymi osiągnięciami. Przyznam szczerze, że przed tym szkoleniem troszkę absurdalne wydawało mi się pisanie w CV o tym, co robiłam w podstawówce. Przecież byłam wtedy dzieckiem, to jaką wartość to może stanowić teraz?! Ale jak tak to sobie przemyślałam, to przecież to świadczy o mojej osobie. Nigdy nie byłam bierna, chciałam się angażować w różne przedsięwzięcia, rozwijać się i np. taki fakt, że byłam członkiem szkolnego teatru może być oznaką jakiejś mojej odwagi.

GRZECH 4: NIE SZUKASZ AKTYWNIE PRACY
Spotkałam się z opinią, że nawet jeśli już masz pracę, to warto chodzić na rozmowy kwalifikacyjne. Ot tak, żeby nie wypaść z rytmu, dla treningu :) A może akurat trafimy na tą wymarzoną.
Tutaj trzeba też sobie odpowiedzieć na pytanie, co stanowi o naszej wartości na rynku pracy. Otóż jest to suma:

wykształcenie+umiejętności+kontakty

W aktywnym poszukiwaniu pracy bardzo ważne jest zbudowanie sieci kontaktów. Dobrym źródłem informacji mogą być nasi znajomi, internet i wszelkiego rodzaju fora specjalistyczne czy też portale społecznościowe. Czytałam całkiem niedawno, że pracodwacy coraz częściej poszukują potencjalnych pracowników właśnie poprzez internet.
Najlepszy w poszukiwaniu pracy jest także bezpośredni kontakt z pracodawcą. Powinno się odwiedzać wszelkiego rodzaju targi pracy, dni kariery itd. Wydaje mi się, że dla studentów dużą szansą są staże i praktyki. Mogą wówczas poznać firmę i przekonać się, czy spełnia ona ich oczekiwania i przede wszystkim, czy rzeczywiście chcą pracować w danym zawodzie.

GRZECH 5: NIE POTRAFISZ SIĘ "SPRZEDAĆ"

Rozmowa kwalifikacyjna jest swego rodzaju spotkaniem handlowym. Występują tutaj dwie strony: kupujący (firma) i sprzedający (pracownik) i na odwrót. Każdy ma jakąś ofertę i każdy chce coś "kupić".
Jeżeli nie popełniamy grzechu pierwszego tzn. znamy samych siebie, to na rozmowę kwalifikacyjną przychodzimy z konkretną ofertą, a nie "po prośbie". Nie bójmy się pokazać swojej wartości i pewności, że jesteśmy właściwą osobą, na właściwym miejscu i że to właśnie nas firma powinna przyjąć, bo mamy pomysł na siebie w tej pracy.


GRZECH 6: NIE PODCHODZISZ DO FIRM INDYWIDUALNIE

nie możemy wysyłać tego samego CV do wszyskich firm. Powinna to być nasza oferta handlowa do konkretnej firmy, bo nie każdy pracodawca oczekuje od nas dokładnie tego samego. Podano nam przykład, że jeśli wyślemy to samo CV do 30 firm, to odpowie nam zaledwie 1... jeśli jednak stworzymy konkretne CV pod konkretną firmę, to mamy większe szanse na powodzenia i zaproszenie na rozmowę kwalifikacyjną.


GRZECH 7: DZIAŁASZ BEZMYŚLNIE, NIE PLANUJESZ

Bardzo ważne jest wyznaczanie sobie celów. Powinniśmy szukać ofert pracy, które przybliżą nas do realizacji naszych marzeń i planów zawodowych. Przede wszystkim musimy mieć wizję samych siebie, wiedzieć do czego i dlaczego dążymy.

Na koniec jeszcze kompetencje niezbędne dziś w karierze:
-zdolność do poznania samego siebie,
-zdolność do samorozwoju i samokształcenia
-elastyczność
-umiejętność działania w niepewnym środowisku

Może jak nauczymy się zwalczać te podstawowe grzechy, to w przyszłości znajdziemy naszą wymarzoną pracę :)

(materiał opracowany na podstawie szkolenia odbywającego się w ramach Dni Kariery w Katowicach)

piątek, 7 marca 2008

Warsztaty Umiejętności Grupy Żywiec- wrażenia tuż po


Brałam dzisiaj udział w Warsztatach Umiejętności Grupy Żywiec . Dzień był wyczerpujący, ale naprawdę warto było się poświęcić. Muszę przyznać, że troszkę się dowartościowałam, bo prowadząca szkolenie powiedziała, że przeczytała mnóstwo aplikacji i wybrała te najlepsze :D

No, ale do rzeczy... chciałam napisać o moich wrażeniach z dzisiejszego szkolenia. W sumie ostatnimi czasy ciągle biegam na jakieś warsztaty :) W każdym razie te dzisiejsze były najlepsze z tych wszystkich, w których brałam udział. Przede wszystkim były przygotowane w bardzo profesjonalny sposób, przebiegały dynamicznie i pozwalały na skupienie się na własnym rozwoju. Na dostrzeżeniu, co jeszcze muszę zrobić, co w sobie poprawić i nad czym pracować, żeby osiągnąć pewien stopień doskonałości.

Ćwiczeniem, które najbardziej pomogło mi zauważyć moje słabe strony była prezentacja. Nie była to taka zwyczajna prezentacja... Dostaliśmy arkusze z informacjami dotyczącymi działalności Grupy Żywiec i na tej podstawie mieliśmy stworzyć prezentację. Czas przygotowania: 10 minut :)Czas prezentacji: 2 minuty.
Nowy materiał, szybkie myślenie, ułożenie sobie w głowie wszystkiego... wystąpienie przed obcymi ludźmi i jeszcze do tego wszystkiego nagrywanie na kamerę :) Hmmm i co tu począć? Ja niestety swoje wystąpienie miałam na samym końcu, więc poziom mojego stresu był ogromny :)
Przyszła moja kolej... wyszłam na środek, zaczęłam mówić...i nagle pustka w głowie. A ja niestety mam taką tendencję, że jak nagle nie wiem, co mam mówić, to po prostu milczę. I tak sobie pomilczałam przez chwilkę, całkiem zmieszana. Tragedia jednym słowem... ale w końcu zaczęłam znowu mówić i jakoś dobrnęłam do końca.
Potem oglądaliśmy te prezentacje i komentowaliśmy je. W moim przypadku motywów "yyyy" było całe mnóstwo... chyba nie przesadzę, jak powiem, że stanowiło to 3/4 prezentacji. W każdym razie z niepokojem czekałam na opinię grupy. Myślałam, że powiedzą, że byłam beznadziejna itd. A tymczasem podobno sprawiałam wrażenie osoby, która wie, co mówi... mam ciepły głos :) Jedna osoba stwierdziła nawet, że jakbym miała więcej czasu na przygotowanie tego, to byłaby najlepsza prezentacja :) Takie informacje zwrotne motywują do czegoś, sprawiają, że człowiek chce walczyć ze swoimi słabościami i stale się polepszać.

Ogólnie rzecz biorąc bardzo pozytywne wrażenie zrobiły na mnie Warsztaty i przede wszystkim sama Grupa Żywiec jako firma. Zaczynam rozpatrzać możliwość aplikowania w przyszłości na staż do ich firmy, bo wydaje mi się, że to byłaby świetna ścieżka mojego rozwoju zawodowego :) Muszę jeszcze nad sobą sporo popracować i wtedy powalczę w całym procesie rekrutacyjnym :)

Tak właściwie, to mogłabym pisać i pisać o tych warsztatach, bo w ciągu jednego dnia zrobiliśmy naprawdę dużo rzeczy. Pomogły mi one w zweryfikowaniu tego, co muszę zmienić, jak powinnam dążyć do realizacji swoich celów (przede wszystkim, jak poprawnie je formułować... tzw. "smartne cele", ale o tym napiszę kiedy indziej).

Znowu naładowałam akumulatory, mam ogromną chęć działania, robienia czegoś dla siebie i świadomego dążenia do samospełnienia :)

środa, 5 marca 2008

Akcja-realizacja, czyli co ZROBIĘ w tym roku


Nie bez powodu nazwałam tego bloga "Achieve Your Goals". Każdy stawia sobie w życiu jakieś cele... świadomie, czy też nieświadomie. Przecież nawet prozaiczne stwierdzenie: "muszę kupić chleb" jest w pewnym sensie postawieniem sobie jakiegoś celu :) Ale mi akurat chodzi o bardziej ambitne cele. Takie, które sprawiają, że wciąż się rozwijamy, podążamy ku lepszemu.
Ja postawiłam sobie parę takich celów na 2008 rok. Bardzo ważne przy tym wszystkim jest spisanie celu, bo to nas do czegoś zobowiązuje. Myśli są ulotne. Nie wystarczy więc tylko w głowie układać sobie po kolei planów na każdy kolejny dzień, tydzień, miesiąc...ba, życie. Trzeba to zapisać! Gdziekolwiek... ja zapisałam swoje cele w kalendarzu, a także w internecie na forum serwisu Proaktywnie.pl (w ramach projektu realizowanego przez autora tamtego bloga). I jeszcze w tym momencie mam zamiar zapisać je tutaj :) Przyznaję, że uległy one pewnej modyfikacji, ale cały "kręgosłup" pozostał ten sam.
No więc do dzieła.

MOJE CELE NA 2008 ROK

-> zdrowe, ładne ciało:
aerobik
ćwiczenia w domu
bieganie
-> zdanie warunku w sesji letniej
-> napisanie pracy magisterskiej (optymistyczna wersja: całość do końca roku , mniej optymistyczna: 1/2 do końca roku)
-> rozpoczęcie drugiego kierunku studiów (zarządzanie na AE)
-> samodzielna nauka języka hiszpańskiego
-> praktyki w czasie wakacji
-> aktywna praca jako subagent ds. OFE
-> rozwój osobisty (szkolenia, literatura, filmy)

Dodałabym do tego jeszcze: znaleźć miłość swojego życia :)

Co do rozwoju osobistego. To nie jest cel tylko i wyłącznie na 2008 rok, to jest cel na całe życie, bo mam zamiar rozwijać się nieustannie. Jestem osobą ciekawą świata, lubię poznawać nowe rzeczy i na pewno zawsze będę czuła pewien niedosyt.
Część z tych postanowień jest już w fazie realizacji.Oczywiście zdarzają mi się chwile zwątpienia, albo zwykłego "niechciejstwa", ale staram się z tym walczyć, bo każdy najmniejszy sukces przybliża mnie do prawdziwej satysfakcji z tego, co robię. Przecież nikt mi nie narzucał, że w tym roku mam zrobić to to i to...sama sobie to narzuciłam, czyli sama dokonałam wolnego wyboru. Zdecydowałam, że chcę podążać w danym kierunku i nie chcę się cofać, czy też zbaczać z tej drogi. A nawet jeśli zdarzy mi się z niej zboczyć, to będę się starała zawsze odnaleźć tą główną ścieżkę. Biorę kurs na określony azymut i nie wypuszczę kompasu z rąk :)

Przyznam, że dzisiaj właśnie zaczęłam mieć pewne wątpliwości. Dostałam umowę z pracy i mogę już zacząć pracować jako subagent. Spotkałam się z osobą, która będzie moim "opiekunem" i na tym spotkaniu zaczęłam sobie w myślach zadawać pytania: "czy ja się do tego nadaję?", "czy dam sobie radę?", "czy to mnie nie przerośnie?"...pomyślałam: "Boże, jak ją zawiodę, to wyjdę na taką idiotkę". Skąd mi się wzięły te myśli?! Przecież każdy kiedyś od czegoś zaczynał. Nie muszę od razu być najlepsza w tym, co robię, ale z czasem niewykluczone, że tak właśnie będzie.
Poza tym przecież "trzeci" punkt mojego "dekalogu" mówi: NIE POZWÓL, ŻEBY STRACH BYŁ TWOIM DORADCĄ. I nie pozwolę na to. Zrobię, co tylko w mojej mocy, żeby mi się udało :)

poniedziałek, 3 marca 2008

Zmiana nastawienia=pozytywna zmiana w życiu



Wizualizacja stworzona przez twórców "Sekretu".
Po raz pierwszy trafiłam na nią na stronie www.proaktywnie.pl. (którą szczerze polecam :) ).
Te wszystkie obrazy i słowa w połączeniu z muzyką mają niesamowitą moc. Obejrzenie tego krótkiego filmiku sprawiło, że zaczęłam inaczej patrzeć na swoje życie.
Z większą wiarą i determinacją zaczynam każdy dzień, staram się zauważać dobro wokół mnie i dążyć do tego, żeby właśnie każdy dzień był najlepszy w moim życiu. Prawda jest taka, że sam fakt naszego istnienia sprawia, że każdy kolejny dzień naszego życia jest niesamowitą przygodą. Powinniśmy się nauczyć doceniać, to co dostaliśmy razem z przyjściem na ten świat. Tylko człowiek dostał taką szansę od losu. Niektórzy mówią, że nie osiągnęli czegoś, bo nie mieli nawet takiej szansy. I kończą swoje życie z poczuciem niespełnienia, zgorzkniali i pełni wyrzutów wobec otaczającego ich świata.
A przecież każdy ma swoją szansę. Tą szansą jest to, że się rodzimy... jesteśmy ludźmi-jedynymi istotami myślącymi na tym świecie.
Czy to nie jest największa szansa? Trzeba tylko znaleźć sposób wykorzystania jej.
Nie można zmarnować SZANSY, którą otrzymujemy z chwilą pierwszego oddechu na tym świecie!
Przyciągajmy do siebie same dobre zdarzenia, dobrych ludzi i nie dopuszczajmy do naszego umysłu negatywnych myśli, a pomoże nam to w pełnym wykorzystaniu naszej szansy.
Dla mnie inspiracją do zmiany sposobu myślenia była ta afirmacja "Sekretu", a także pełna wersja tego filmu. Zamierzam również przeczytać książkę Rhondy Byrne.

Zaczynam przygodę ze swoim życiem, bo nie chcę zmarnować swojej szansy :-)

niedziela, 2 marca 2008

Warto marzyć

"A wszystkie dni stają się takie same wtedy, kiedy ludzie przestają dostrzegać to wszystko, czym obdarowuje ich los, podczas gdy słońce wędruje po niebie"

Cytat z "Alchemika". Książki, którą na pewno każdy zna...niekoniecznie każdy przeczytał, ale każdy o niej słyszał. Książka o wielkich marzeniach na pozór przeciętnego młodego człowieka. Piszę przeciętnego "na pozór", bo tak naprawdę Santiago jest niezwykłą osobą. Tak mało ludzi skłonnych jest do wyrzeczeń tylko po to, żeby spełnić swoje marzenia, żeby podążać ku temu, co jest dla nich najważniejsze- do osiągnięcia szczęścia.
Zastanawiam się, dlaczego tak się dzieje? Dlaczego niektórzy boją się swoich marzeń i zabijają je w zarodku? Wmawiają sobie, że i tak nie uda im się tego osiągnąć, a nawet nie robią pierwszego kroku w kierunku zrealizowania marzeń. Rzeczywiście łatwiej jest siedzieć, nic nie robić i liczyć na to, że szczęście samo zapuka do naszych drzwi. Nic bardziej mylnego i głupiego. Powiedzenie, że "szczęściu trzeba pomagać" nie wzięło się znikąd.
Każdego dnia wydarza się coś niesamowitego, coś co jeśli zauważymy może nas przybliżyć do spełnienia naszych marzeń. Logiczne jest to, że jak ktoś marzy o powiedzmy podróży do Ameryki Południowej, to nie znajdzie się tam zaraz na drugi dzień. Nasze marzenia wymagają sporo pracy i poświęceń. Trzeba się starać o to, aby każdego wieczoru, kiedy po całym dniu kładziemy się spać, w naszej głowie znalazła się myśl: "to był dobry i owocny dzień, jestem coraz bliżej swojego celu".
Ja jestem osobą, która głęboko wierzy w to, że moje marzenia staną się realne. Każdego dnia staram się dostrzegać jakieś pozytywne aspekty życia, staram się wykorzystywać szanse, które stają przede mną. Przykładowo: parę dni temu otworzyłam jedną ze studenckich gazet, w której znalazłam informację o szkoleniu z tzw. umiejętności miękkich (komunikowanie się w grupie, umiejętność planowania i sztuka prezentacji). Postanowiłam, że jak tylko przyjdę do domu, to wejdę na stronę www tam podaną i zgłoszę się na to szkolenie. Usiadłam przed komputerem, włączyłam gg- dostałam wiadomość od "nieznajomego" i nie mogłam uwierzyć w to, co zobaczyłam... to była informacja o szkoleniu, którym byłam zainteresowana :) To jest właśnie dowód na to, że każdego dnia zdarza się coś, co nam pomaga w realizacji naszych marzeń. Musimy tylko to dostrzec :) Oczywiście wysłałam swoją aplikację na to szkolenie i dwa dni później dostałam pozytywną odpowiedź. To są takie moje małe sukcesy, które utwierdzają mnie w przekonaniu, że "chcieć to móc". Odkąd zaczęłam pracować nad sobą nie marnuję niepotrzebnie czasu, żeby nie oddalać się od tego, co najważniejsze: spełnienia moich marzeń :)Cały czas pracuję nad swoją wytrwałością i konsekwencją. Mam świadomość tego, że jeszcze długa droga przede mną i że na pewno napotkam na niej wiele przeszkód, ale wiem, że się nie poddam, bo późniejsza satysfakcja będzie bezcenna.

P.S. Ostatnio muszę wcześnie wstawać. Jak budzik dzwoni o 5:30 to nie mówię: "cholera, chce mi sie spać, olewam zajęcia"... tylko: "dzisiaj zdarzy się coś dobrego, to będzie szczęśliwy dzień" :) I dzięki temu mam energię i siłę na cały dzień :) Grunt to pozytywne myślenie.

sobota, 1 marca 2008

Co ja tutaj robię?


No właśnie... co ja tutaj robię? Czemu zaczęłam pisać bloga?
Odpowiedź jest prosta: poczułam taką potrzebę. Od jakiegoś czasu interesuję się tematyką rozwoju osobistego. Jak wiadomo myśli są ulotne :) Dlatego też postanowiłam, że zacznę swoje przemyślenia i pomysły zaczerpnięte z książek, internetu i innych źródeł "przelewać" w tym miejscu. Jest to zdecydowanie szybszy sposób niż pisanie ręczne i znacznie mniej męczący :) A "blogowanie" wcale nie jest takie złe, o ile nie sprowadza się do wypisywania totalnych głupot.

Książki i inne źródła dotyczące interesującej mnie tematyki pomagają mi zrozumieć samą siebie i uświadamiają, że tak naprawdę, to kim jestem i to, co chcę zrobić ze swoim życiem zależy tylko i wyłącznie ode mnie. Od konkretnych decyzji, które podejmuję każdego dnia, od tego w jaki sposób spędzam każdy dzień.
Zdałam sobie sprawę, że do tej pory marnowałam bardzo dużo swojego cennego czasu na bezproduktywne rzeczy, które przynosiły mi powiedzmy chwilową satysfakcję, ale w żaden sposób nie wpływały na moją przyszłość (przynajmniej nie w pozytywnym tego słowa znaczeniu).
Zdecydowałam, że bez konkretnych planów i wyznaczenia sobie celów daleko nie zajdę. Spisałam swoje cele na ten rok. Złożyłam samej sobie obietnicę, że zmienię coś w swoim życiu i osiągnę zamierzone cele. Czy w takim wypadku mogłabym zawieść samą siebie?! Odpowiedź jest chyba oczywista :) Jeśli nie będę w stanie dotrzymywać obietnic,które składam samej sobie, to jak inni ludzie będą mogli mi zaufać?
Z tego też powodu stworzyłam swój własny Dekalog, do którego inspirację czerpałam z książek Covey'a, Tracy'ego, a także ze stron internetowych i wszelkich innych źródeł. Powiesiłam go w pokoju na ścianie i zasady te od jakiegoś czasu towarzyszą mi w życiu.
Odkąd zmieniłam swój sposób myślenia, zauważyłam, że stałam się szczęśliwszą i bardziej pewną siebie osobą. Doszłam do wniosku, że na zmiany nigdy nie jest za późno. Nie można się bać nowych rzeczy i przede wszystkim nie można dezawuować samych siebie. Tylko ja tak naprawdę wiem, na co mnie stać, kim jestem i co mogę zaoferować światu. Każdy człowiek powinien sobie to uświadomić, żeby stać się szczęśliwszym.
Eleonor Roosvelt powiedziała:
"Nikt nie może Cię zranić bez Twojej zgody"
Jeżeli, ktoś zna swoją wartość, to nigdy nikomu nie pozwoli na to, żeby ten zniszczył jego marzenia. Ja na to nie pozwolę! :)


(na tym zdjęciu nie mam zamiaru nikogo odstrzelić :) mierzę tylko do swojego celu:) )